wtorek, 27 października 2015

Kronika Daisy

1. Odważna

— Liczę na ciebie.
Podmuch chłodnego wiatru sprawił, ze na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Skinęłam głową w stronę Lanturna, który zanurzył się w wodzie i popłynął w kierunku fortecy. Patrzyłam na niego tak długo, dopóki świetlista antenka na czubku jego głowy nie zniknęła pomiędzy delikatnymi falami. To była moja ostatnia szansa. Jedyny możliwy plan działania.
Baza Teamu Rocket wyglądała niczym twierdza niemożliwa do zdobycia. Okrążałam ją już czwarty raz z nadzieją, że uda mi się znaleźć choć jeden słaby punkt, drobną lukę, która pomoże mi w realizacji planu. Na próżno. Prostokątny budynek otoczony z trzech stron potężnym stalowym zabudowaniem, posiadał zabezpieczenia w postaci wysoko umieszczonych prętów, przez które nieustannie przepływał prąd elektryczny. Jedyna niechroniona powierzchnia znajdowała się z przodu, tam, gdzie główne wejście. Drogę do jej zdobycia uniemożliwiała długość pojedynczej rzeki. Ryzykowałam wiele wpuszczając do niej Lanturna, ryzykowałam utratę kolejnego Pokemona, wiedziałam o tym, ale nie mogłam się wycofać.
Musiałam ocalić Abrę. Za wszelką cenę.
Oparłam się o pień drzewa i zarzuciłam kaptur na głowę. Nie mogli mnie zobaczyć, nie tutaj. Zacisnęłam dłoń na dwóch kulkach spoczywających bezpiecznie w mojej kieszeni. Od kilku miesięcy posiadanie jakichkolwiek Pokemonów było zakazane. Kiedy dotychczasowe władze zostały przejęte przez Team Rocket, wszystko się zmieniło. Odebrano Pokemony tym trenerom, którzy nie ukończyli osiemnastego roku życia, zaś tych starszych postawiono przed obowiązkiem inspekcji. Jeśli jakikolwiek z ich stworków wykazywał szczególne umiejętności bądź wydawał się nadzwyczaj uzdolniony, zostawał natychmiast konfiskowany, a jeśli trener stawiał opór, jego wolność była ograniczana. Zabroniono sprzedaży Pokeballi, niszczono Pokedexy. Odwoływano Pokazy Pokemon, jeden za drugim, aż w końcu zawieszono działalność Wielkich Festiwali. Liderów Sal zamykano w celach i rzecz jasna, odbierano im wszystkie Pokemony. Liga Pokemon przestała istnieć. Mistrz Pokemon Johto, Lance, uciekł. A przynajmniej wszyscy ci, którzy mają choć trochę nadziei, wierzą, że się ukrywa i wróci w sprzyjającym momencie.
Skierowałam oczy ku zachmurzonemu, nocnemu niebu i pogrążyłam się w cichym oczekiwaniu na Lanturna, podczas gdy zimny wiatr nieustannie potęgował uczucie chłodu. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. To trwa za długo...
Kiedy pojedynczy szmer przetoczył się przez leśną gęstwinę, moje serce raptownie zagalopowało.
Ktoś tu jest.
Zsunęłam się do pozycji siedzącej, a następnie położyłam na brzuchu i doczołgałam do krzewów rosnących nieopodal. Byłam niewidoczna, wiedziałam o tym, z daleka nikt nie byłby w stanie mnie odszukać. Pierwszy i ostatni raz podziękowałam w duchu za swój niewielki wzrost.
— Jestem pewien, że słyszałem Pokemona. I nie tylko ja. Swellow się nie myli. – Do moich uszu dotarło potwierdzające ,,Swel, Swel!”, a następnie ciche prychnięcie, raczej wydobyte z ust człowieka niżli Pokemona.
Przełknęłam ślinę, z nadzieją, że Lanturn mimo wszystko pozostał niezauważony.
— Ta droga jest martwa, Fal.
Wyśledziłam źródło pochodzenia obcych dźwięków. Mogłabym przysiąc, że widzę w oddali podwójne cienie wśród leśnej gęstwiny.
— Nie ufam tym drzewom. Prześledź to. — Głos wydawał się stanowczy.
Znów prychnięcie.
— Obyś nie żałował.
Charakterystyczny dźwięk otwieranych Pokeballi upewnił mnie w przekonaniu, że należy stąd jak najszybciej uciekać. Jestem idiotką. Nie brałam pod uwagę tego, że w każdym momencie ktoś z Teamu Rocket może wracać do bazy. Ba, nie przemyślałam w jaki sposób wrogowie dostają się do jej środka. Skoro wejście jest tylko z jednej strony, z pewnością prowadzi do niego jakiś most, do którego można dostać się… jedynie przez las.
Byłam w dupie.
Przeczołgałam się w kierunku rzeki, od której dzieliło mnie zaledwie kilka metrów. Błagałam w myślach, aby moi przeciwnicy znajdowali się o wiele dalej, niż sądziłam, że się znajdują.
Dotarłam do brzegu i rozejrzałam się gorączkowo. Lanturna nadal brak. Co teraz? Mogę wskoczyć do wody i zaczekać na niego, prawda? W tym miejscu nie wydaje się naelektryzowana. Mogę też przepłynąć kawałek z nadzieją, że nie jest tu tak głęboko, jak myślę, że jest, bo de facto pływam nienajlepiej i…
Wielka głowa fioletowego Pokemona pojawiła się nagle przed moją twarzą. Działając pod wpływem impulsu, wydarłam się na całe gardło i odskoczyłam do tyłu. Podniosłam się na nogi i jak najprędzej pobiegłam w stronę lasu. Nie zdążyłam zarejestrować, czy mój donośny głos wywołał alarm w bazie.
To koniec. Efekt zaskoczenia został złamany. Złapią mnie. Znajdą mnie.
Obejrzałam się przez ramię. Za fioletowym Pokemonem podążał drugi, niebywale do niego podobny, który wyłonił się z zarośli. Zaklęłam pod nosem i po kilku dłużących się sekundach wyhamowałam. Sięgnęłam po jedyny Pokeball, którego dotychczas trzymałam w szczelnie zamkniętej kieszeni.
— Jolteon, potrzebuję cię! — zawołałam, a chwilę potem elektryczny stworek zmaterializował się tuż przede mną. Nie zdążył nawet dobrze się rozejrzeć, nim wykrzyknęłam: — Puls Gromu, teraz!
Dostrzegł przeciwników w mniej niż pół sekundy i dokładnie tyle samo czasu zajęło mu oddanie precyzyjnego ciosu. Pulsująca elektryczna kula wystrzeliła z jego pyska wprost w nadchodzące Pokemony. Jeden z nich zdołał uniknąć ataku, natomiast drugi odleciał do tyłu i sparaliżowany elektryczną eksplozją nie był w stanie więcej się poruszyć. Punkt dla nas.
— Jolteon, musisz trafić tego drugiego, słyszysz? — Drżenie w moim głowie sprawiło, że mój podopieczny się zachwiał. Nagle zaczęłam panikować. Co jest?! Miałam wrażenie, że lada moment oddziały Teamu Rocket otoczą mnie ze wszystkich możliwych kierunków i już nigdy nie zobaczę Abry. Przełknęłam ślinę i otrząsnęłam się. No dalej… Moje kolana zaczęły drżeć. Niepewny moich komend Jolteon zachwiał się. — Musisz go trafić, zanim…
— Zanim? — Głos dochodzący zza moich pleców przeraził mnie na tyle, że upuściłam Pokeball Jolteona na trawę. Pokemon zawarczał z wyraźnie uwydatnionymi kłami, spoglądając na dwie postacie tuż za mną. Wokół jego ciała tańczyły elektryczne iskry. Odwróciłam się.
Było ich dwóch, tak jak myślałam na początku. Pierwszy, niebieskowłosy, z Pokemonem-ptakiem na ramieniu, przyodziany w niedbale zarzucone szczątki błękitno-szarego kimono i drugi, o głowę wyższy, szczupły blondyn w barwach mroku i ciemności, z fioletową opaską na czole i szalikiem w takim samym kolorze. Nie wyglądali jak członkowie Team Rocket. Wyglądali jak…
— W-Wy jesteście… — zająknęłam się, a słowa uwięzły mi wewnątrz gardła. Zamrugałam kilkakrotnie oczami, jakby obecność tej dwójki była jedynie złudzeniem. Przestudiowałam wzrokiem ich sylwetki raz jeszcze, ale wszystko się zgadzało. Wyglądali dokładnie tak, jak w telewizji. Miałam przed sobą dwóch liderów Sal Odznak w Johto. I prawdopodobnie mój Jolteon oszołomił Pokemona jednego z nich. Oh, świetnie.
To znaczy, że nie wszyscy zostali pojmani przez Rocketsów. To znaczy, że ta dwójka musiała się dobrze ukryć.
— Falkner Ishiroot — przedstawił się właściciel Swellow, która przyglądała się Jolteonowi badawczo. Oczy elektrycznego stworka zwęziły się do rozmiarów niewielkich szparek. Dawno nie widziałam go tak wytrąconego z równowagi.
— Daisy Ambler — powiedziałam prędko, unikając spojrzeń ich obu, a zwłaszcza blondyna, którego wzrok od samego początku wydawał się przenikać przez wnętrze mojej duszy.
— Nie ma wielu trenerów, którzy są w stanie tak szybko obezwładnić Gengara – odezwał się w końcu, zwodniczo pozbawionym emocji głosem, a następnie wyciągnął z kieszeni dwie czerwono-białe kule. Haunter, którego nie udało nam się wcześniej trafić, latał wesoło wokół swojego właściciela, nim ten, bez wyrażania jakichkolwiek emocji zamknął go wewnątrz balla.
Opadłam na kolana i odetchnęłam z głęboką ulgą. To nie Team Rocket. Przestraszyłam się na zapas. Głupio spanikowałam. Jeszcze jest nadzieja.
— Nie przedstawiłeś się — powiedział Falkner karcąco, kierując swe słowa do towarzysza, który wciąż wpatrywał się w mojego Jolteona takim samym wzrokiem, jak Swellow chwilę temu. Zabieraj te oczy, kysz. Jeszcze go przestraszysz.
— Nie musiał — warknęłam z zadziwiającą nawet dla mnie pewnością siebie, a następnie schowałam swojego Pokemona wewnątrz kuli. — Morty Matsavel. Duchowy Lider. Poke-Mędrzec, a raczej Poke-Materialista — niemal wyplułam te słowa, z trudnością podnosząc się na nogi. Zanim zorientowałam się, co tak naprawdę powiedziałam, Morty zrobił coś, czego ani ja (ani prawdopodobnie Falkner) w ogóle się nie spodziewaliśmy — wybuchnął szczerym, donośnym śmiechem.
— To, co robiłem, nie miało najmniejszego związku z pieniędzmi, moja droga — powiedział, wyraźnie rozbawiony, a ja, wewnętrznie zmieszana, pozostawiłam twarz bez wyrazu.
Moje osobiste poglądy były kształtowane na podstawie plotek usłyszanych w telewizji i informacjach przeczytanych w poke-gazetach, także mój nieuzasadniony wybuch antypatii mógł rzeczywiście być wielce daleki od prawdy i dotarło to do mnie dopiero teraz. Niestety, wypowiedzianych słów się nie cofa. Liczyłam jedynie, że w przyszłości uda mi się powstrzymać od podobnych gaf. Dobrze, że lider zareagował w ten sposób. W końcu mógł się zezłościć i dodatkowo oskarżyć o bezmyślne zaatakowanie jego Pokemona. A on, nie dość, ze tego nie zrobił, to jeszcze był zdumiony możliwościami Jolteona i jego silnym atakiem.
Czasem naprawdę jestem głupia.
— Okej. To może zacznijmy od początku? — zaproponował Falkner, rozkładając bezradnie ręce. Chciałam się odezwać i przystać na jego propozycję, ale kiedy przeszywające ,,Laaan!” dostało się do moich uszu, machnęłam ręką i natychmiast pozostawiłam obu liderów i pobiegłam w stronę rzeki. Nie zdążyli nawet zareagować, kiedy zniknęłam w gęstwinie. Odgłos moich butów miarowo uderzających w pokrytą bujną trawą glebę, dudnił mi w uszach, zagłuszając głośne ,,Ej!”, które dane mi było słyszeć jeszcze przed opuszczeniem polany. Cholera! Ta cała sytuacja z duchami Morty’ego, zajęła mnie na tyle, że kompletnie zapomniałam o pozostawionym samemu sobie Lanturnie. Mam nadzieję, że jeszcze nie jest za późno.
Abra, wytrzymaj, błagam.
Wystraszony Lanturn pływał skołowany wokół brzegu i co kilka chwil wyglądał ponad taflę wody, spoglądając w moim kierunku. Dopiero gdy upewnił się, ze to rzeczywiście ja, i że biegnę do niego, zaświecił swoją antenką dwukrotnie i wykonał w wodzie pojedyncze salto. Uśmiechnęłam się kącikami ust. To znaczy, że plan się powiódł.
Kilka metrów przed dotarciem do brzegu, Lanturn odbił w prawo. Nie zatrzymując się, skręciłam i posuwaliśmy się naprzód w jednej linii, tuż przy krawędzi. Wyglądało na to, że martwiłam się na zapas, i ta baza nie posiada tak porażającej ilości alarmów, ile ta główna, w Dark Cave. Lanturnowi udało się wyłączyć zabezpieczenie przed wejściem, które przez całą długość rzeki przesyłało wzdłuż koryta wiązki elektryczne. Sam Lanturn będący jednocześnie Pokemonem wodnym i elektrycznym bez problemu sobie z tym poradził. W przeciągu następnych kilku chwil, przeniósł mnie na drugi brzeg, choć do wody mimo wszystko i tak wchodziłam ze strachem.
— Dobra robota – pochwaliłam go i wyciągnęłam z kieszeni balla. — Zasłużyłeś na odpoczynek.
Po schowaniu Lanturna do środka, wyjęłam ponownie kulkę z Jolteonem, jedynym, który był zdolny do walki na lądzie, a także jedynym, który mi obecnie pozostał.
— EJ! CO ROBISZ?! — Głos Falknera sprawił, że moja dłoń zatrzymała się w drodze do otwarcia głównych drzwi. Kątem oka dostrzegłam go, stojącego na brzegu rzeki. Sekundę potem dołączył do niego Morty. Przez krótką chwilę zastanawiałam się nad wykrzyczeniem im tego wszystkiego co mnie spotkało, powiedzeniem jak bardzo cierpię, jak wiele straciłam i mimo wszystko, jak wiele mam wciąż do stracenia.
Ale tylko przez chwilę.
— Idiotko…!
Otworzyłam drzwi. Pokeball z Jolteonem zadrżał. Miałam wrażenie, że i on denerwuje się tym, co ma nadejść. Kiedy przekroczyłam próg wrogiej organizacji, do moich uszu dotarły wrzaski i krzyki, przeplatane z echem piskliwego alarmu. Stanęłam w gotowości do ataku. Przede mną rozciągał się długi, ponury korytarz z jedną parą drzwi po drodze. Ruszyłam w tamtym kierunku. Dźwięki nie ustawały. Zmarszczyłam brwi. Dziwne. Powinni już dawno znaleźć się przy mnie i próbować mnie unicestwić, a miałam przeczucie, że w ogóle nie zdają sobie sprawy z mojej obecności.
Pchnęłam stalowe drzwi i weszłam do środka pokoju.
Kurwa!
Głos Rocketa brzmiał niczym syk rozwścieczonego węża. Kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt Pokemonów różnych gatunków, przebywało w pomieszczeniu, lecz w momencie w którym otworzyłam drzwi, część z nich wydostała się na zewnątrz niemal mnie taranując. Mechanizm odpowiedzialny za zamykanie wejścia, uwięził mnie w środku wraz z poturbowanym Rocketsem i pozostałą częścią poke-stada. Domyśliłam się, że stworki nie były w stanie uciec wcześniej, ponieważ pokój był otwierany tylko od zewnątrz.
— Szukam swojej Abry — odezwałam się, ze stoickim wręcz spokojem, a potem zdałam sobie sprawę, jak bardzo abstrakcyjnie musiało to zabrzmieć. Mimo to miałam wokół siebie tłum wściekłych Pokemonów i własnego Jolteona w kieszeni. Rockets musiał mi pomóc.
— Te tutaj nie są w stanie używać ataków elementarnych — zaskrzeczał jadowitym głosem zbir, podnosząc się na nogi. Miał standardowy, ciemny strój TR z logo wyrytym na piersi. Przełknęłam ślinę. Jeszcze nie czas na panikę.
Wiele słyszałam na temat obrzydliwych eksperymentów przeprowadzanych na Pokemonach po Przejęciu. Jeśli to, co powiedział Rockets, było prawdą, to znajdujące się tu choćby Ekanse, były kompletnie bezużyteczne.
— Tu trafiają Pokemony po udanym eksperymencie — podkreślił słowo ,,udanym” w taki sposób, że nie chciałam dowiadywać się, co robili z resztą. I tak z trudem słyszałam jego głos, alarmy wciąż wyły, echa krzyków roznosiły się po całym budynku.
Abra.
Jolteon po raz pierwszy w historii postanowił sam opuścić swój Pokeball. Elektryczne iskry tańczące wokół jego ciała załomotały gniewnie. Na twarzy dotychczas nad wyraz spokojnego Rocketsa, wykwitło coś w rodzaju zdumienia.
— Szukam mojej Abry! — wykrzyknęłam, powtarzając wcześniejszą kwestię, a Jolteon uznał to jako pozwolenie do ataku. Zaszarżował na Rocketsa, jednak został szybko powstrzymany przez Pokemona, którego zbir zdążył uwolnić z balla.
— Użyj Smogu, Koffing — polecił, a następnie ruszył w kierunku stołu, jakby znajdowało się przy nim coś, o co warto walczyć.
— Jolteon, atakuj Piorunem! — zawołałam i na szczęście nie musiałam długo czekać. Mój Pokemon wiedział, że musi użyć swojej pełnej mocy, aby siła rażenia dosięgnęła Koffinga. Fakt, narażaliśmy przy tym wszystkie stworki w pomieszczeniu, które były pozbawione ataków elementarnych, ale obiecałam odwdzięczyć im się potem, wypuszczając je na wolność.
Koffing trafiony potężnym piorunem, runął na przeciwległą ścianę, która pękła pod wpływem ciężaru stworka. Trwało to może kilka szybkich sekund. Smog rozpłynął się w powietrzu. Rockets doczołgał się do stołu i wymierzył pięścią w czerwony przycisk pod spodem. Serce podskoczyło mi do garła.
— Alarm w sektorze piątym. Mamy nieproszonego gościa z niezwykle potężnym Jolteonem.
Nie sądziłam, że ten wciąż wyjący sygnał może stać się jeszcze głośniejszy. Ekanse wraz z pozostałymi stworkami zaczęły uciekać przez dopiero co utworzoną dziurę w ścianie. Rockets schował Koffinga do Pokeballa, ale nie ruszył się więcej. Ominęłam go, zaś on nie spuszczał ze mnie wzroku, uśmiechając się szyderczo. Trzęsąc się jak osika, popędziłam w ślad za skrzywdzonymi stworkami i razem z Jolteonem wydostałam się na kolejny korytarz. Nie tracąc czasu popędziłam w kierunku, jaki podpowiadał mi instynkt. Musiałam znaleźć źródło alarmu. To główne, to pierwsze. Miałam dziwne przeczucie, że wywołały go Pokemony.
Nie myliłam się. Ominęłam rzesze Rocketsów, którzy biegali wokół siebie tak prędko, że nie zwrócili na mnie szczególnej uwagi i dotarłam do laboratorium. Kula z zamkniętym już Jolteonem zadrżała. Nie tylko on się bał.
Laboratorium było wielkie, pomieściłoby całą armię wraz z jej asortymentem. Ilość przedziwnych kopuł i sprzętów sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Stada Pokemonów, o wiele większe niż w poprzednim pokoju, próbowały pokonać zatrzymujących ich Rocketsów. Przebiegłam wzrokiem po znajdujących się tam stworkach, aż w końcu moje oczy zatrzymały się na dwa razy większych, ciemno-fioletowych ślepiach.
— Abra! — wrzasnęłam i w tym samym momencie wypuściłam z Pokeballa Jolteona. — Puls Gromu, szybko!
Podobnie jak w pozostałych przypadkach, Jolteon błyskawicznie spełnił polecenie. Abra wydostała się ze ściskającego się tłumu stworków i doleciała do mnie, wpadając mi w ramiona, kiedy elektryczna kula zderzyła się z kilkunastoma Rocketsami przyodzianymi w białe fartuchy. Nagle wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie. Liczyła się tylko Abra i to, że ją trzymam. W moich oczach pojawiły się łzy, gdy przycisnęłam ją do siebie mocniej.
— Musimy uciekać — wyszeptałam do jej ucha i odsunęłam od siebie, a ona zamknęła oczy i usadowiła się na moich plecach wewnątrz kaptura. Nie lubiła być zamykana w Pokeballu, więc już się do tego przyzwyczaiłam. — Jolteon! Wracaj! Musimy stąd…
— Nie tak szybko. — Szereg postaci w ciemnych kombinezonach stanął na mojej drodze. Tym razem nie był to jeden, połowicznie obezwładniony Rockets ani grupka niezwracających uwagi na nic zbirów.
— Załatwimy to szybko, moja droga — odezwała się kobieta, której większą część twarzy pokrywała maska. Pojedyncze, różowe kosmyki zakrywały jej lewe oko. Abra zadrżała, kurczowo obejmując moją szyję. Jolteon warczał przy mojej nodze. Żołądek podskoczył mi do gardła. — Oddajesz nam Pokemony, a my puszczamy cię wolno. W normalnych warunkach zostałabyś natychmiast schwytana, jednak jesteśmy zdumieni możliwościami twoich podopiecznych i postanowiliśmy postawić ci łagodne ultimatum. Oddaj je i odejdź, a zapomnimy o sprawie.
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam ich teraz stracić, nie w momencie, w którym dopiero odzyskałam Abrę. Narażałam Lanturna i Jolteona na to wszystko, a teraz miałabym pozwolić, aby stało się z nimi to, co z Pokemonami w pierwszym pokoju?!
— A propos zapominania, ktoś chyba zapomniał o zabezpieczaniu drzwi! — Znany mi już głos rozległ się nagle, poprzedzony olbrzymią eksplozją. Odrzuciło mnie do tyłu, aż pod ścianę, a wraz za mną runęła większa część Rocketsów. Abra zacisnęła łapkę na mojej szyi, jakby chciała przeprosić za to, że nie użyła Teleportacji. Nie miałam jej tego za złe, była z pewnością wykończona. Stanęłam na dwóch nogach i odszukałam wzrokiem Jolteona, który nie ruszał się, trafiony ułamanym kawałkiem ściany. Schowałam go do Pokeballa z nadzieją, że wytrzyma, dopóki się stąd nie wydostaniemy. Moje oczy zatrzymały się na okrytej mrokiem sylwetce, która stała dumnie z założonymi rękami na piersiach, na samym szczycie ułamanych kawałków ścian.
— Oddział Główny! Zgłoś się! Namierzyliśmy Mortiela Matsavela, w bazie przy Drodze 34! Prawdopodobnie nie uda nam się go w tej chwili schwytać, jednak proszę posłać za nim…
Kolejna eksplozja zatrzęsła budynkiem, jednak tym razem z zupełnie innej strony. Zabezpieczenia elektryczne runęły, prąd zniknął, sygnał został przerwany.
— Owszem, nie uda wam się mnie schwytać — powiedział Morty beznamiętnym głosem — ani teraz… — wyrzucił do góry trzy Pokeballe — ...ani nigdy. — Trzy sylwetki Pokemonów-Duchów zmaterializowały się w powietrzu tuż przed nim. – Gastly, Haunter, Cień Nocy! Sableye, Promień Obłędu!
Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, stworki wymierzyły ataki w naszych wrogów, znajdujących się zaledwie kilkanaście centymetrów obok mnie.
Chwilę potem Morty zniknął.
C-Co?
— Fal, bierz ją.
— Pidgeot, naprzód!
Potężny poke-ptak zanurkował w pole walki, a następnie doleciał do mnie, a ja, skołowana, czym prędzej go dosiadłam. Kiedy wydostaliśmy się z bazy i wzbiliśmy w niebo, Falkner i Morty, którzy lecieli na jednym Fearow’ie zrównali się ze mną. Uwolnione Pokemony rozchodziły się we wszystkie strony, aż zamieniły się w maleńkie punkciki, niemożliwe do odróżnienia. Uśmiechnęłam się w duchu. Przynajmniej tyle mogłam dla nich zrobić.
— Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile miałaś szczęścia — powiedział Falkner chłodno, patrząc przed siebie. Mimo to wiedziałam, że jego słowa były zaadresowane do mnie.
— Gdyby była taka potrzeba, zrobiłabym to jeszcze raz — odparłam z zadziwiającą pewnością, kiedy Abra przedostała się bokiem z kaptura na przód. Usiadła grzecznie, opierając się o mnie plecami i cieszyła spokojnym lotem.
— Twoja odwaga jest głupia — skomentował Morty. — Gdyby nie nasza interwencja, nie wydostałabyś się stamtąd.
— Tak — odpowiedziałam prędko i pewnie. Mieli rację. — Byłam na to gotowa. Poza moimi Pokemonami nie miałam już nic do stracenia.
Falkner zerknął na Morty’ego kątem oka i zdawać by się mogło, że przez tę krótką chwilę, prowadzili bezgłośną konwersację. Prawdę mówiąc nadal nie docierało do mnie to wszystko, co właśnie się wydarzyło. Spotkanie tej dwójki było dla mnie niewyobrażalnym cudem, niesamowitym ratunkiem i chyba pewnego rodzaju nadzieją. A raczej szansą na nadzieję. Mimo to, nie potrafiłam im za to podziękować.
— Gdzie lecimy? — spytałam natomiast, kiedy przestali ze sobą ,,rozmawiać”. Morty umilkł, natomiast Falkner wskazał głową na Ilex Forest.
— Gdzieś, gdzie będziemy mieli chwilę czasu dla siebie — odpowiedział. — W końcu musisz nam wszystko opowiedzieć.

10 komentarzy:

  1. Cóż mogę rzec. Majstersztyk. Jak mogłaś chować takie dzieło przed światem. Team Rocket nie jest głupi, bezmyślny i nie da się pokonać młodym trenerów. Jest tak groźny, że przejąć władzę nad światem i wprowadził własny system wyglądający wprost apokalipstycznie. Główna bohaterka jest niezwykle dzielna i pomysłowa. Jednak ten jej wjazd nie był udany. Postacie i Pokemony bardzo realistyczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał, pierwszy rozdział a ja już nie mam słów które mogę powiedzieć. Wszystko tutaj jest takie dopracowane. Rzucasz czytelnika w wir przygody już w pierwszym rozdziale, aż mi zajechało początkiem persony 5 z jakiegoś powodu <3
    Główna bohaterka mi zaimponowała. Chce odzyskać Abrę, więc dla pokemona wbija do budynku jednej z najgroźniejszych organizacji przestępczych. Wowie <3
    Jesteś w polecanych i zostaniesz tam do końca świata.
    Psst dodatkowe słowa uwielbienia za Morty'ego na nagłówku <3
    OO a więc to ty jesteś Małympotworkiem na da, jejka muszę ci kiedyś podziękować za tego watcha >w<
    ~Akkariynn znana dawniej jako Lol20240

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż mogę rzec. Majstersztyk. Jak mogłaś chować takie dzieło przed światem. Team Rocket nie jest głupi, bezmyślny i nie da się pokonać młodym trenerów. Jest tak groźny, że przejąć władzę nad światem i wprowadził własny system wyglądający wprost apokalipstycznie. Główna bohaterka jest niezwykle dzielna i pomysłowa. Jednak ten jej wjazd nie był udany. Postacie i Pokemony bardzo realistyczne.

    OdpowiedzUsuń
  4. 👌👀👌👀👌👀👌👀👌👀 good shit go౦ԁ sHit👌 thats ✔ some good👌👌shit right👌👌there👌👌👌 right✔there ✔✔if i do ƽaү so my self 💯 i say so 💯 thats what im talking about right there right there (chorus: ʳᶦᵍʰᵗ ᵗʰᵉʳᵉ) mMMMMᎷМ💯 👌👌 👌НO0ОଠOOOOOОଠଠOoooᵒᵒᵒᵒᵒᵒᵒᵒᵒ👌 👌👌 👌 💯 👌 👀 👀 👀 👌👌Good shit
    Musiałam.
    Ach, trochę mi zajęło wzięcie się za to dzieło sztuki i w sumie nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Wszystko czego mogłabym chcieć od takiego tworu - ból i cierpienie, atrakcyjni mężczyźni (a co, że ace, wciąż może to stwierdzić XD), angst, interesująca fabuła, realizm i goddammmit te opisy ticz mi, plis. Tak ciężko znaleźć protagonistkę, która nie jest nudna! Da się, no ale to niełatwe. Zaczęło się nieco powoli (kim jestem, by to ludziom wytykać, hah), ale jak już rozpoczęła się konkretna akcja... Yeah, I'm gonna stay forever, you won't get rid of me. XD Aczkolwiek trochę mi zajmie, nim przeczytam kolejny rozdział, bo tydzień "pełen wrażeń" w szkole. ._.
    Ale serio. Kocham Twój styl, kocham ten twór, wyjdź za mnie, kocham te postaci, kocham ich charakteryzacje i kocham wygląd Twojego bloga. Z czystej ciekawości, sama robiłaś czy ktoś dla Ciebie robił? Ja się tym swoim dosyć długo bawiłam i zmieniałam 100+ razy i znowu mi się nie podoba, lol dlatego przenoszę się na tumblr, tam więcej opcji.
    No ale dobra, dosyć trucia. Wysyłam Ci cząstkę mej czarnej duszy. U r welcome.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *dobra, widzę, że sama robiłaś ten szablon. Nie zerkałam linków i creditów wcześniej, ok? XD

      Usuń
    2. Goddamnit, zrobiłaś mi dzień, tak totalnie tym komentarzem, jezu XD" Miło, że lubisz Daisy, niekiedy mnie ona osobiście wkurza, ale i tak na tle innych protagonistek przedstawia się całkiem znośnie. Tak, wygląd robiłam sama, mało tego, robiłam go na szybko, duży i ładny i naprawdę ogarnięty szablon jest w trakcie robienia (kocham bawić się w html'u)! A tygodnie wrażeń w szkole rozumiem, na studiach też mam takowe :v

      Dziękuję za miły komentarz raz jeszcze ♥

      Usuń
    3. Też lubię zabawę HTMLem, chociaż na razie bardziej edycja gotowych, niżeli tworzenie własnych. Nie mogę się doczekać tego nowego szablonu! : D

      Usuń
  5. Po trochę długim czasie, ale w końcu tu jestem ;)
    Ogólnie osadzenie fabuły i jej zarys bardzo mi się podoba i myślę, że jest szansa na to by opowiadanie mnie wciągnęło, wszak jest też porządnie napisane (patrząc na pierwszy rozdział). I jeśli już o nim to sprawia wrażenie... ciężko mi znaleźć pasujące słowo, hmm "niedokończonego?". Takie jakby coś z czegoś, nie wiem czy mówię zrozumiale, ale to właśnie chodzi mi po głowie. Być może jest to zabieg celowy (wnioskuję, że jest). Jeśli miałbym wystawiać ocenę, dałbym bardzo dobrą, na moje oko czegoś tu brakuje żeby nazwać rozdział majstersztykiem, takie mam wrażenie. Z chęcią poznam kontynuację. Swoją drogą piszę ten komentarz w połowie, że tak powiem śpiąc, więc nie jest to szczyt moich komentatorskich zdolności, wybacz za to. Jeszcze ta biel wali po oczach! xD

    OdpowiedzUsuń