wtorek, 29 sierpnia 2017

Kronika Daisy

3. Niezdarna

— Matka Giovanniego, który jest szefem całego Teamu Rocket, była znana ze swojego materializmu — rozpoczął swą opowieść Falkner, kiedy powoli ruszyliśmy w kierunku ruin. Nad Azaleą zapanował chłodny półmrok. Brak Pokemonów czyhających w zaroślach pogłębiał uczucie niepokoju i niepewności. — Pozycję lidera sali przekazała synowi, który następnie ją porzucił, stając się głową okrutnej organizacji. Zanim to jednak zrobił, rozpisywał swoje pomysły w dzienniku.
— Dzienniku? — wyrwałam, głośniej niż miałam w zamiarze. Szybko opuściłam ton do półszeptu. — Skąd wiadomo, że to robił?
Liderzy związali się spojrzeniami, a na ich twarzach wykwitł cień uśmiechu.
— Kanto ma genialnego Mistrza — stwierdził Falkner.
Zmarszczyłam brwi i zastanowiłam się przez chwilę.
— Blue?
O ile dobrze pamiętałam, przed Przejęciem nikomu nie udało się go pokonać.
— Owszem, Blue. — W myślach zamigotał mi obraz jasno-brązowej czupryny i jaskrawo-zielonych oczu. Falkner kontynuował: — Nigdy nie był głupi i zawsze dmuchał na zimne. Lubił co jakiś czas zajrzeć po miastach i sprawdzić, jak mają się liderzy. Giovanni nie pasował mu już od jakiegoś czasu. Często znikał, nie było go miesiącami, znajdował kogoś na zastępstwa. Rzadko przyjmował wyzwania i wiecznie coś notował. W przeddzień swojej ucieczki do organizacji Teamu, los chciał, że Blue znajdował się w Viridianie. Wiedział, co się święci lecz zdążył podkraść dziennik. Gdy Giovanni zorientował się, że tak ważny dokument został zabrany, kolejnego dnia wysłał pościg. Blue chciał przekazać dziennik Lance’owi, bo jedną z ważniejszych informacji była ta o rozpoczęciu Przejęcia od Johto. Niestety, Lance nie zdążył go odebrać od Blue, więc ukrył go gdzieś na granicy regionów. Chwilę potem dopadli go ludzie Giovanniego i od tamtego momentu nic o nim nie wiadomo.
Potem Falkner skończył mówić i przez chwilę nikt się nie odzywał. Przez dłuższą chwilę analizowałam tę opowieść na wszystkich możliwych płaszczyznach. Kiwałam głową sama do siebie na tyle długo, że lewitująca obok nas Abra zaczęła wpatrywać się we mnie zmartwionym wzrokiem. W końcu przystanęłam i spojrzałam na swoich towarzyszy.
— Okej, świetna opowieść, ale dlaczego mi to mówicie?
Był późny wieczór, gdzieś na świecie ginęli ludzie i pokemony, a dwóch zbiegów uraczyło mnie historią o notesie, w którym równie dobrze mogło nie być nic znaczącego. Jakieś sugestie?
Falkner skinął w kierunku przyjaciela.
— Morty?
Wypowiedzenie jego imienia automatycznie przekonało mnie aby zwrócić się ku niemu spojrzeniem. Duchowy lider wydawał się wręcz znudzony, taksując mnie leniwym wzrokiem. W końcu sięgnął w głąb kieszeni swoich spodni i wyciągnął z niej ot tak, pomarszczony na grzbiecie notatnik. Następnie pomachał nim nad moją głową.
— To ten dziennik.
Co.
— Żartujesz?
Przez mniej niż ułamek sekundy mogłam przysiąc, że na ustach Morty’ego pojawił się cień uśmiechu. Szybko jednak zniknął, jakby zdmuchnięty przez chłodną bryzę muskającą nocny las. Falkner wziął przedmiot do swojej bladej dłoni. Idealnie do niej pasował.
— Pamiętasz, jak mówiłem, że Whitney została schwytana próbując wykraść pewne informacje? — Skinęłam głową. Była to jedna z pierwszych rzeczy, które powiedział mi, gdy się poznaliśmy. — O te informacje chodziło. O ten dziennik.
Miało to sens. Poświęcenie się dla czegoś, co mogłoby dać przewagę. Tyle, że w tym przypadku ów przewaga wcale nie była pewna.
— Warto było chociaż? — spytałam.
Zrezygnowany wyraz twarzy Falknera obdarzył mnie odpowiedzią, nim ów możny ponownie zabrał głos.
— W obecnym momencie nie do końca. Niewiele jest tu rzeczy, których nie wiemy. — Skinął głową w kierunku dziennika, który Morty ponownie schował do swojej kieszeni. — Znacznie przydatniejszy okazałby się na samym początku Przejęcia, a nie po roku jego trwania.
— Czyli jednak coś w nim było?
— Owszem. Pierwotne założenia. Od czego chcą rozpocząć i dlaczego. — Zatrzymaliśmy się na skraju lasu, w pobliżu Studni. Falkner rozejrzał się, a następnie zręcznie ześlizgnął w dół, wskazując mi i Morty’emu, abyśmy zrobili to samo. Gdy już to zrobiliśmy, lider spojrzał na mnie, sugerując kontynuowanie tematu. — Gdybyś znalazła taki zeszyt porzucony gdzieś na drodze w samym środku miasta, uznałabyś jego treść za zachcianki bez uzasadnienia.
Westchnęłam.
— Nadal dajesz mi do zrozumienia, że Whitney poświęciła się na marne.
Falkner nie patrzył już na mnie, tylko na glebę wokół nas. Kamienną, żwirową, nietypową dla tego rejonu. Rozglądał się również ku górze. Na placu znajdującym się w znacznym wgłębieniu, byliśmy łatwym celem. Przez moment zastanawiało mnie, czy nie za dużo ryzykujemy? Skoro Falkner z Morty’m są zbiegami, a i możliwe że od uwolnienia bazy w lesie Ilex ja również byłam poszukiwana, to czy wychodzenie na teren otwarty, mimo iż jeszcze chwilę temu znajdowały się tu ciężarówki Teamu Rocket nie było zbyt ryzykowne?
Kątem oka zerknęłam w kierunku Morty’ego, który podążał za mną. Chwilę potem przy jego boku pojawił się Sableye. Tyle, że lider wcale nie otwierał balla. Najwidoczniej Pokemon musiał pojawić się tu wcze…
Zrozumiałam.
Iluzja. Maskowanie. Skinęłam głową sama do siebie i mało co bym się przez to nie potknęła. Wychodziło na to, że ostrożności nigdy za wiele.
— Jedyna rzecz, którą moglibyśmy poddać głębszej analizie, wygląda jak kartka z kolorowanki przedszkolaka — ciągnął Falkner. — Najprościej: wielka czarna kula. W kuli przekreślona głowa. Obok niej zarys sylwetki, która jakoś szczególnie ludzkiej nie przypomina.
— Mówisz o sylwetce Pokemona? — spytałam. To już mogło mieć jakieś znaczenie. — Coś w stylu odrodzenia Mewtwo?
— Mewtwo gdzieś żyje, więc po co go odradzać?
Ugryzłam się w język. Fakt.
— Może stworzyć nowego, lepszego?
— O tym też myśleliśmy. Tyle, że aby coś stworzyć potrzebne jest źródło. — Logiczne. — Skąd Team Rocket zbierze wystarczająco dużo energii, aby wykreować samodzielną istotę? Nie ma już nawet wystarczająco silnego Pokemona, którego mógłby sklonować.
Ugryzłam się w język ponownie, aby nie palnąć niczego głupiego. Pomyślałam o Mew, pomyślałam o innych legendarnych Pokemonach, ale wszystkie one wydawały się być poza zasięgiem Team Rocket, a co dopiero moim osobistym.
Zbliżaliśmy się do najniższego wgłębienia. Zaraz mieliśmy zanurzać się pod ziemię. Morty schował Sableye’a do pokeballa, biedak wydawał się zmęczony utrzymywaniem nad nami kamuflującej tarczy.
Nie ciągnęłam dłużej tematu związanego z celem Giovanniego. Czułam się za mało doinformowana, aby wymądrzać się w jakikolwiek sposób. Falkner także nie kontynuował. Czekała nas przeprawa przez grotę, w której nie wiadomo co czekało. Zacisnęłam zęby na samą myśl oglądania Slowpoke’ów z poucinanymi ogonami.
Miałam nadzieję, że żaden członek Teamu Rocket nie myszkował właśnie w środku studni.
Zbliżyliśmy się do zardzewiałej drabiny i zajrzeliśmy do środka przez uchylony właz. Morty spojrzał najpierw na Falknera, a potem na mnie, a następnie, jak gdyby nigdy nic, wskoczył do środka. Kiedy usłyszałam plusk, upewniłam się, że nic mu nie jest. Lider nie krzyczał, nikt z nas nie odezwał się ani słowem, zachowywaliśmy ogromną ostrożność. Falkner skinął ku mnie, nakazując, abym zeszła. Abra przyczepiła się do moich pleców i objęła mnie łapkami wokół szyi. Zaczęłyśmy schodzić. Czułam smród i wilgoć, a zmysł wzroku stawał się coraz bardziej bezużyteczny. Obiecałam sobie wypuścić Lanturna gdy tylko…
— Nie wypuszczaj Lanturna.
Aha. Dzięki, Morty.
Zeskoczyłam z ostatniego stopnia na ubłocony deptak.
— Czemu?
Długie westchnięcie.
— Jeśli ktoś tu jest, łatwo nas namierzy – odpowiedział za niego Falkner, który przycupnął obok mnie z trudem utrzymując równowagę. — Antenka Lanturna świeci mocniej niż żarówka energooszczędna. Zbyt białe i silne światło. Poza tym, nie miałaś przypadkiem poprosić o pomoc innego swojego Pokemona?
Przez krótką chwilę wydawało mi się, że jedna z kulek zadrżała w mojej kieszeni. Wcześniej zaproponowałam liderom, że moja Ninetales przeprowadzi nas przez grotę. Nie pomyślałam jednak o tym, czy na pewno będzie skora i chętna do pomocy. Kilka lat temu, gdy na skutek trzęsienia ziemi studnia zapadła się, Ninetales była w środku, jeszcze jako Vulpix. Przez kilka dni próbowaliśmy ją wydostać z rodzicami i bratem, aż w końcu wydostała się sama. A kolejnym razem, gdy to ja zgubiłam się w Studni Slowpoke’ów (wchodząc tam zaciekawiona, czy rzeczywiście ów różowe Pokemony tam egzystują), Ninetales wyprowadziła mnie stamtąd, choć nie wydawała się z tego faktu szczególnie zachwycona.
— Proszę — wyszeptałam do pokeballa, trzymając go kurczowo przy ustach, a następnie wypuściłam lisicę.
Pojawiła się przed nami piękna jak zawsze, mimo groźnej miny i mało przyjacielskiej aury. Obdarowała najpierw mnie, a później Abrę, okrutnym, przenikliwym spojrzeniem. Westchnęłam ciężko, ignorując niemal pytające spojrzenie Księcia Ciemności.
— Czy mogłabyś zaprowadzić nas do wyjścia przy drodze trzydziestej drugiej? Wiem, że są gdzieś takie przejścia i wiem, że je znasz.
Wiedziała, że musiałam mieć powód aby ją o to poprosić i nie robiłabym tego, gdyby sprawa nie była najwyższej wagi. Cicha prośba powędrowała raz jeszcze do jej oczu. Po chwili wzrok Ninetales uspokoił się. Lisica odwróciła się w kierunku ciemnej groty i ruszyła. Odetchnęłam z ulgą i nakazałam liderom dalszą wędrówkę. Męczyły mnie lekkie wyrzuty sumienia, że zmusiłam swojego Pokemona do pomocy. Ale z drugiej strony była nam potrzebna. I wydawało mi się, że właśnie dlatego się zgodziła.
Wilgoć i smród nasilały się z każdym krokiem. Zeszliśmy jeszcze niżej po kolejnej drabinie, do której zaprowadziła nas Ninetales, a następnie przeszliśmy przez kilka skrzyżowań krętych tuneli i przekopanych korytarzy. Morty usilnie obwiązał sobie swój ciemny szal wokół szyi i zdecydował się oddychać przez materiał.
Zebrało mi się na smutne myśli dotyczące liderów. Na pewno przyjaźnili się bądź mieli pewne relacje z pozostałymi. Widziałam to bezsłowne porozumiewanie się ich obojga, gdy przelatywaliśmy nad salą Bugsy’ego w Azalei. A raczej tym, co po niej pozostało. I choć nie musieli mi zdradzać wszystkich swoich planów, to ja i tak domyślałam się tych ukrytych. Tych związanych z poszukiwaniem kogokolwiek, kto także przetrwał i jest skazany na ciągłą ucieczkę. Tych, które zakładają, że jest jeszcze ktoś, ktokolwiek, kto też przechytrzył Team Rocket i kto też walczy.
Ów przemyślenia sprawiły, że straciłam czujność i nie spostrzegłam szybkiego pochylenia się ku mnie Księcia Ciemności.
— Daleko jeszcze?
Krzyknęłabym, gdyby Abra w porę nie przykryła mi ust swoimi łapkami. Morty przystanął i przesunął dłonią po twarzy. Nie potrzebowałam światła, aby wiedzieć, że zrobił to z istnym zażenowaniem.
— Nie strasz mnie — burknęłam. Falkner odetchnął z ulgą, że nie wydarłam się, mimo iż miałam to w swym nieprzewidywalnym zamiarze. — Spytaj Ninetales. Albo wywróż sobie.
Usta Morty’ego zacisnęły się w wąską kreskę. Nagle zrobiło mi się głupio. Już miałam wydukiwać przeprosiny, ale nagle moja lisica syknęła, odsuwając sprawę czarodziejskiej otoczki lidera na dalszy plan. Zbliżyliśmy się do drabiny, która miała przetransportować nas na wcześniej opuszczony wyższy poziom, jednak z góry wydawało się słyszeć jakieś dźwięki.
— Kiedy się stąd wreszcie zabierzemy? Po jakie licho Giovanni wciąż chce nadzorować Azaleę? Przecież nikt już nie walczy.
— Mnie się pytasz? Mój skafander śmierdzi wilgocią i krwią. Nawet nie ma więcej Slowpoke’ów do zarzynania.
Zakryłam usta dłońmi i spojrzałam na liderów przerażonym wzrokiem. Odwdzięczyli się, o dziwo, tym samym. Szlag by trafił moje prośby o brak Teamu Rocket w grocie.
,,Co robimy?”, zapytałam bezgłośnie, mimo iż obce głosy wraz z ich krokami ucichły. Falkner, wyraźnie zbity z tropu wzruszył ramionami. Morty natomiast przeczesał dłonią opadające na twarz blond-kosmyki, a następnie sięgnął po… pokeball. Podrzucił go do góry, a kiedy otworzył się i rozbłysł ciepłym światłem, zmaterializował się przed nami Shuppet.
Czyli Morty posiadał aż pięć Pokemonów-duchów.
— Z wszystkich moich towarzyszy tylko ten jeden potrafi wystarczająco sprawnie operować Klątwą, a raczej Okiem Klątwy – odezwał się cicho, a była to jedna z jego najdłuższych wypowiedzi w karierze. Ninetales przycupnęła na skale, jakby spodziewała się, że lider nieprędko skończy swój monolog. — Nie jest to silny atak, chyba że Pokemon, na którego go kieruję posiada zmieniony status kondycyjny. Wtedy atakuje podwójnie.
— Co sugerujesz? - spytał Falkner, niemal szepcząc.
— Za pomocą Shuppeta jestem w stanie szybko i cicho unieszkodliwić każdą jednostkę, która pojawi się w zasięgu jego wzroku. Wystarczy, że polecę mu użycie Fali Prądowej, a następnie Oka, które cały czas będzie ,,czujne”.
— W jaki sposób czujne? — zapytałam. Ciężko mi było pojąć, że tak mała istotka była w stanie udźwignąć naukę jakichkolwiek potężnych ruchów.
— Kiedy przejmujesz kontrolę nad czymś nowym, czego nie znasz albo co jest odgórnie przeznaczone tylko i wyłącznie do ataku, koncentrujesz się na tym, aby jak najszybciej ujarzmić siłę i możliwości ciosu. Z Okiem Klątwy tak nie jest. Ten ruch jest wystarczająco specyficzny, aby móc go w pewien sposób przekombinować. Shuppet potrafi to zrobić i podtrzymać zgromadzoną energię, zanim wystrzeli.
— Tak jakby powstrzymać wybuch bomby?
— Coś w ten deseń.
— Jak długo? — spytał Falkner, wybitnie się nad czymś zastanawiając. Przybrał swoją standardową pozę myśliciela, ze zmarszczonymi brwiami i rękoma skrzyżowanymi na piersi.
Morty rozłożył ręce.
— Ile dusza zapragnie.
— A co potrafi to Oko? — zagadnęłam, a zaraz potem tego pożałowałam. Przenikliwy wzrok Księcia Ciemności parzył.
— Dostrzegać zmieniające się molekuły — odpowiedział jednak spokojnie, taksując mnie leniwym spojrzeniem. — Przy zwykłym ataku pomaga to w naturalny sposób namierzyć cel.
Falkner klasnął w dłonie, a zaraz potem zakrył nimi usta, bo zorientował się jak lekkomyślny był ten gest. Nie zmieniało to jednak faktu, że dotarł do niego pomysł Morty’ego. Do mnie także. Skoro Shuppet potrafił zrobić taką sztuczkę, to znaczy, że mogliśmy spokojnie ruszać naprzód. W razie zbliżania się kogokolwiek z Teamu Rocket, Pokemon nas ostrzeże, a wtedy będziemy mogli szybko pozbyć się wroga i wydostać ze studni.
Weszliśmy po drabinie na górę. Ta część groty wyglądała zupełnie inaczej od pozostałych. Podczas gdy tereny, które już przeszliśmy były pełne zagadkowych tuneli i korytarzy, te przypominały rozkład poziomy budynku mieszkalnego. Szliśmy prostą drogą i mijaliśmy skalne pomieszczenia. Puste pomieszczenia. Pełne wydeptanych ścieżek i śladów na ziemi, najpewniej po jakichś maszynach. Mimo że nie powinniśmy ryzykować, zatrzymywaliśmy się co jakiś czas dokonać głębszych oględzin z nadzieją, że uda nam się znaleźć jakikolwiek trop Teamu Rocket. Na próżno. Miałam wrażenie, że zbliżamy się do wyjścia z większą ilością zagadek w głowie, niż jakichkolwiek odpowiedzi.
Zamknęłam Ninetales w pokeballu, ówcześnie dziękując jej za pomoc. Obiecałam sobie poświęcić jej więcej czasu, gdy (a raczej jeśli?) skończy się to wszystko.
Po pokonaniu delikatnego zakrętu blade światło zwiastujące upragnione wyjście zamigotało. Ciężar związany z przebywaniem pod ziemią powoli wygasał. Moje płuca ledwo zipiały po długotrwałym wdychaniu wilgotnego, zanieczyszczonego przez smród powietrza. Straciłam rachubę czasu, a pod powierzchnią byliśmy na pewno już kilka godzin.
Abra odczepiła się od moich pleców i postanowiła dolewitować do wyjścia za mną, wolniejszym tempem. Ja natomiast pomachałam do liderów i postanowiłam dobiec do powierzchni i tam na nich poczekać. Ruszyłam więc pędem, a wyjście było coraz bliżej.
Niestety, totalnie umknęło mi istnienie korytarza z lewej strony, z której wychodził jakiś człowiek.
Zderzyłam się z nim w jeden z najgłupszych możliwych sposobów. I mi, i jemu powypadały wszystkie pokeballe. Choć głowa mnie bolała, uniosłam ją szybko, by zmierzyć wzrokiem nieznanego osobnika. Mógł być w wieku Morty’ego, ewentualnie rok, dwa lata starszy. Miał rozczochrane, bordowe włosy i lewe oko zawiązane bandażem. Prawe natomiast trzymał utkwione we mnie. W oczach, nosie, ustach i tak w kółko. Jakby mnie składał i rozkładał na kawałki. Cicho i przenikliwie. Przeszedł mnie dreszcz i nie do końca wiedziałam dlaczego. Mężczyzna mimo to, wydawał się bardziej zdziwiony niż wściekły.
Falkner z Mortym (i Abrą przyczepioną do jego szalika) dobiegli do mnie bardzo szybko.
— Wszystko w porządku?! — krzyknął ptasi lider, awaryjnie trzymając dłonie na pokeballach.
Książę Ciemności natomiast zmierzył nieznajomego analitycznym spojrzeniem. W pewnym momencie, gdy jego powieka znacząco zadrgała, zrozumiałam.
I bardzo niechętnie spostrzegłam logo Teamu Rocket na jego płaszczu.
Następne sekundy minęły bardzo szybko. Tajemniczy mężczyzna podniósł się, nim zdążyłam pozbierać swoje pokeballe, a potem wyciągnął z kieszeni niewielkie urządzenie z antenką.
Chciał nas wsypać.
ABRA! — krzyknęłam i w tym samym momencie moja podopieczna wytrąciła z ręki prawdopodobnie jakieś nowo zmechanizowane walkie-talkie, a potem szybko się ku nam cofnęła i zanim zdążyłam choćby wziąć głęboki wdech, przeteleportowała naszą trójkę kilka pomieszczeń obok.
— Nie mogła do wyjścia? — syknął Morty, który prawdopodobnie po raz pierwszy został przeniesiony gdzieś przez Pokemona. Dobrze pamiętałam, jak bardzo potrafi po tym boleć głowa.
— Mógłbyś chociaż podziękować — burknęłam. Wciąż czułam adrenalinę płynącą we krwi. — Abra może przenieść się tylko do miejsc, które pamięta.
Staliśmy w rogu ciemnicy ściśnięci sama nie pamiętam ile. Oddychaliśmy ciężko, a w pewnym momencie czułam, że się trzęsę. Jedynie Oko Klątwy Shuppeta wciąż lśniło, gotowe zaalarmować nas w momencie zbliżania się wroga.
Tego dnia nie spotkaliśmy już tamtego mężczyzny. Z pomocą Sableye’a udało nam się wydostać z jaskinii w sposób szybki i niezauważalny.
Wzrok tajemniczego jegomościa nie chciał zniknąć z moich myśli. Rozproszył się dopiero późnym wieczorem, zastąpiony przez ten co zawsze, przenikliwy wyraz twarzy Morty’ego.
Przycupnęłam pod drzewem, a Abra usadowiła się tuż obok. Wykonała kawał dobrej roboty, zresztą tak samo jak Shuppet i Sableye.
Chcieliśmy rozbić namiot nieopodal drogi, ale po krótkiej chwili uznaliśmy, że to zbyt ryzykowne i zbyt bez sensu. Falkner wysłał swojego Murkrowa na zwiady, aby znalazł nam bezpieczniejsze schronienie.
— Myślicie, że po co to było? — spytał, gdy oczekiwaliśmy we trójkę na powrót jego Pokemona. Ból brzucha spotęgowany uczuciem głodu nie pozwalał mi zbyt długo myśleć.
— W sensie co? — spytałam.
— Ten facet mógł bez problemu nas schwytać. Nie wierzę, że nie miał ku temu Pokemonów. Wystarczyło, że zablokowałby wyjście.
— Czyli sądzisz, że celowo…
Skrzeczenie Pokemona-kruka przerwało moją wypowiedź. Spojrzałam wysoko, ku niebu, jednak nie byłam w stanie dostrzec nic poza liśćmi wysokich brzóz. Gdy jednak ciemny cień przefrunął przez zgniłą zieleń w kierunku ramienia ptasiego lidera, ponownie przeszedł mnie dreszcz, tak jak wtedy, w grocie. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się najmniejszemu z podopiecznych Falknera. Gdy jego trener pogłaskał go po krzywym dziobie, ten nachylił się, a potem spojrzał ku mnie. Jego czarne oczy były jak smoła. Zaskrzeczał ponownie. Wyglądał, jakby się śmiał.

9 komentarzy:

  1. Hej :3 dziękuję za komentarz, na który nie długo odpiszę. Chciałabym przeczytać Twojego bloga, ale czcionka jest tak ciemna, że nic nie widzę. Daj ją w jasnym odcieniu. Czytam z telefonu i kolory mi się zlewają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiłam, uaa.
      Teraz powinno być okej c:

      Usuń
    2. Hej :3 powróciłam do blogosfery. Postaram się wkrótce nadrobić Twojego bloga <3. Stęskniłam się :D. A Ty?

      Usuń
    3. Ojaaa, super ♥
      Ja u Ciebie coś niedługo pod najnowszym zostawię, bo poza nim jestem chyba na bieżąco 8)

      Usuń
  2. Na wstępie dziękuję za obszerny komentarz u mnie :3 Jesteś chyba jedyną osobą, która uważa Hannę za osobę dojrzałą xD I ja też uwielbiam pieprzone Johto, mój ulubiony region <3 Może kiedyś nadejdzie piękny dzień, kiedy przejdę całe HG/SS. Też muszę zainwestować w konsolkę, chciałabym ruszyć nowe gry...
    Ale dość biadolenia na mój temat, skupmy się na tym majstersztyku. Przeczytałam wszystko, nawet linki (dzięki za umieszczenie tam linku do PP ^^) i jestem pod wielkim wrażeniem. Zaczęłam to czytać wczoraj i niemal mnie bolało, kiedy musiałam zająć się czymś innym i nie móc skończyć czytać rozdziałów. A teraz skończyłam i -łaał! - uwielbiam to opowiadanie! Bardzo podoba mi się pomysł na fabułę. TR jest prawdziwą organizacją przestępczą, a nie bandą półmózgów, którą byle dziesięciolatek z nowym Pokemonem jest w stanie bezproblemowo sprać. Nie, żebym popierała takie działanie - chodzi mi o dobrą kreację antagonisty, a Tobie się, moim zdaniem, udało, i to śpiewająco. Czytając rozdziały, czułam się, jakbym sama podróżowała z Daisy oraz Falknerem i Mortym (moi ulubieni liderzy-przystojniacy z Johto <3), a kiedy mieli spotkać kogokolwiek z TR, to serio się obawiałam - no patrz, sprawiłaś, że chcę brać nogi za pas przed zwykłym gruntem xD Ale to dobrze, zły bohater to zły bohater :)
    Jak zobaczyłam tę miniaturkę w prawym górnym rogu, to pierwsze, co pomyślałam, to: "Ha! GAAAYYYY!". Nie, żebym miała coś przeciwko temu ( ͡° ͜ʖ ͡°), ale jakoś nie widzę takiego wątku w tym opowiadaniu. może się mylę? ;)
    Czy nazwisko Falknera, Ishiroot, to kombinacja japońskiego słowa "ishi" ("kamień") i angielskiego "root" ("korzeń"). Tak mi się wydaje, tylko co Falkuś ma wspólnego z kamieniami czy korzeniami? I pisząc "najmłodszy z liderów sal w Johto", miałaś na myśli, że jest jednym z najmłodszych, prawda? Bo trochę mi to tak zabrzmiało, jakby on był najmłodszy, a przecież Bugsy jest znacznie młodszy. No i Whitney to chyba taka nastolatka, szczerze wątpię, by była starsza od Falknera.
    Zaglądałam tu kilkakrotnie i widziałam bardziej rozbudowaną listę postaci oraz tytułów w spisie treści. Teraz ich nie ma, ale już coś się pewnie można spodziewać napływu kolejnych fantastycznych postaci. A rozdziałów też pewnie będzie więcej niż było na tamtej liście. Może i nie w tomie 0, ale pewnie jeszcze jakieś powstaną. Ciekawe, ile...
    Nie wiem, co tu jeszcze napisać. W linkach u mnie pojawiłaś się, zanim zaczęłam cokolwiek czytać, a teraz wiem, że warto było Cię dodać :D Jestem ciekawa, jak historia się dalej potoczy i życzę wytrwałości oraz przyjemności w pisaniu ^^
    (nieumiempisaćnormalnychiskładnychkomentarzy T^T)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejuuu, u made my day tym komentarzem, naprawdę! ♥

      Sprawiłaś też, że mam ochotę zmienić tę gejowską ikonkę, żeby nikt sobie za dużo nie pomyślał XD" - chociaż sama nie mam nic przeciwko, hoho ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Pozwolę sobie od razu powiedzieć, że sama bardzo chętnie podróżowałabym z Falknerem i Morty'm. Niekiedy wręcz zazdroszczę Daisy, bo na jej miejscu chyba bym nie wyrobiła z palpitacjami serca przez fangirling, aww.
      Nazwisko Falknera ma znaczenie, boże, tu każdy głupi i niewyjaśniony szczegół ma znaczenie. A, i dziękuję za wyłapanie błędu, rzeczywiście, zmieniłam na ,,jeden z najmłodszych" Wiek Bugsy'ego zupełnie wyleciał mi z głowy... ;u;"

      A postacie z zakładki bohaterów usunęłam, bo uznałam, że zdradzanie za dużo jest passé. Podobnie z rozdziałami i całym ich spisem. Myślę też nad zmianą tomu 0 na po prostu 1, bo jak tak teraz się zastanawiam to nie wiem ile dam radę ów tomów napisać XD"

      W każdym razie ślicznie dziękuję za komentarz i dodanie do linek ♥

      Usuń
  3. Ładny, podejrzany jegomość, tacy są najciekawsi~
    Shit, no i nie wiem co shipować. A może tak być hipsterem i Falkner x Morty...?
    Hah, a mnie tylko shipy w głowie.
    Jak tak dalej pójdzie, może nadrobię Twojego bloga! Jej!
    Oczywiście cudowny rozdział, nie mniej oczekiwałam. UvU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle, mam szczerą nadzieję, że dojdzie do wyjaśnienia, co się stało z Blue('m?). ;-; Nie pozostawiaj losu mego syna bez odpowiedzi.
      #AdoptujePołowęPostaci

      Usuń
    2. Mój chłopak też przez moment myślał, że sugeruję Falkner x Morty XD Ale chyba już wyrosłam z yao... nie no, nie wyrosłam, ale nie, chyba pozostawię tych biedaków jako przyjaciół albo postaram się przynajmniej :/

      PS Nie martw się, losy chyba każdego bohatera się wyjaśnią z czasem, mam to lepiej rozpisane niż plany na moje własne życie :/

      Usuń