wtorek, 12 grudnia 2017

Kronika Daisy

7. Smutna

— To nie tak jak myślicie — zaczął tłumaczyć się Falkner, gdy zajęliśmy miejsca w hummerze. Miał niespokojny wzrok i oddychał nerwowo, co kilka chwil zerkając zarówno na nas, jak i na kierowcę. Jako jedyny usiadł z przodu, podczas gdy ja wraz z milczącym Morty’m usadowiliśmy się na tylnych siedzeniach.
W aucie śmierdziało popiołem.
— On nie jest moim ojcem — wybełkotał w końcu Falkner po kilku próbach otwarcia ust, a jego trzymane w powietrzu ręce (potrzebne najpewniej do zagadkowej gestykulacji) opadły mu na kolana.
Nie miałam wystarczająco dużo siły aby myśleć o tym, kto czyim jest ojcem i dlaczego jest tak, a nie inaczej, bo sytuacja jaka miała miejsce nim w ogóle wsiedliśmy do hummera, cały czas rezonowała w mojej głowie.
Mieliśmy dostać się do Violet, dotrzeć do sali Falknera, a potem połączyć wszystko, co wiemy i ruszyć dalej, a tymczasem…
— W jakimś stopniu jestem — odezwał się nagle mężczyzna za kierownicą w trakcie odpalania silnika. Rzucił okiem na domniemanego ,,syna”, a następnie podał mu apteczkę z półki pod siedzeniem. Nie docierało do mnie, że ten człowiek — teraz tak cichy i spokojny — kilka minut wcześniej był sprawcą okrutnej rzezi.
Falkner, z oczami wbitymi gdziekolwiek byle nie we mnie, podał mi prostokątne pudełko. Wyjęłam pojedynczy bandaż, aby później zawiązać go wokół pokrwawionego nadgarstka. Wyjęłam też gaziki, wodę utlenioną i zwróciłam się w kierunku Morty’ego.
Momentalnie zamarłam. Duchowy lider nadal trząsł się i nie kontaktował. Spoglądał blady w przestrzeń, jego źrenice drżały, a on sam wydawał się być gdzieś daleko i z pewnością nie tutaj. Przełknęłam ślinę i przysunęłam powoli dłoń z gazą do jego policzka.
Kierowca hummera odwrócił się na chwilę, obdarował Morty’ego zaskoczonym spojrzeniem i zagwizdał.
— Spokojnie, nie zabiję was — powiedział wolno i wyraźnie, a w tonie jego głosu można było wyczuć nutkę rozbawienia. Coś się we mnie zagotowało.
— Gratuluję — syknęłam. — Główna nagroda za ,,news roku” należy do pana.
— Daisy… — wykrztusił Falkner, ale z racji, że był ogarnięty strachem najprawdopodobniej bardziej niż ja, nie powiedział nic więcej.
— Nie, nie żadne ,,Daisy”! Myślisz, że to jest zabawne?! Czy ty widzisz w jakim stanie jest twój przyjaciel?! Usprawiedliwiasz się i usprawiedliwiasz, jak masz coś powiedzieć to to zrób, ale nie myśl, że my nie jesteśmy tak samo przeraże...
Zamilkłam nagle, gdy chłodna dłoń Morty’ego zacisnęła się na mojej własnej. Przeszedł mnie niepohamowany dreszcz, a serce raptownie zagalopowało.
— Już okej — wyszeptał ledwo dosłyszalnie. Związał się wzrokiem najpierw ze mną, a potem z Falknerem. Uspokoiło mnie to w pewien sposób. Owszem, stan lidera był dziwny, zbyt wybuchowy, zbyt… mocny? Zaczęłam zastanawiać się, czy w przeszłości Morty miał jakąś styczność z sytuacjami tego typu. Czy miał za sobą ciężkie przeżycia. Bo co innego mogłoby spowodować takie wyłączenie się ze świata?
— Gdzie nas wieziesz? I co tu robisz? — zwrócił się Falkner do kierowcy, którego zamiarów nikt z nas wciąż nie umiał zidentyfikować.
— Mam swoje powody by być w różnych miejscach — stwierdził. Jedną ręką sięgnął gdzieś pod siedzenie, skąd kilka sekund później wyciągnął papierosa. Drugą natomiast, trzymał kierownicę i wiózł nas gdzieś w las, gdzieś w nieznane. — A pojedziemy tam gdzie chcesz. Chyba jesteście poszukiwani w tym momencie?
Nie, dobra. To nie miało sensu.
— Jak pa… Jak TY możesz być taki spokojny… po tylu śmierciach ile spowodowałeś?! Jak ty możesz na siebie patrzeć?!
Morty mocniej ścisnął moją dłoń, co chyba miało na celu przekazanie mi oczywistego ,,Zamknij się.”
— Normalnie. — Kierowca cmoknął się w biceps i wciąż jedną ręką trzymając kierownicę, mrugnął do mnie w lusterku. — Laleczko, z czysto technicznego punktu widzenia oddałem tym Pokemonom przysługę.
Parsknęłam.
— Jesteś popieprzony.
I niebezpieczny.
— To, że mam coś na sumieniu, nie czyni ze mnie od razu najgorszego charakteru. — Po powiedzeniu tego sięgnął do kieszeni i wyjął z niej coś na kształt scyzoryka. Zanim ja, czy którykolwiek z liderów zdążyliśmy zareagować, mężczyzna przeciął nogawkę swoich spodni, w prawej nodze, tuż pod kolanem. Zamarłam.
Zamiast ciała posiadał drewnianą belkę.
— Kto ci to zrobił? — wykrztusił Falkner i wziął głęboki, naprawdę głęboki wdech, bo najwidoczniej ów widok zaskoczył go równie mocno jak mnie.
— Kobieta dowodząca oddziałem pod Ruinami. Alberona. Moja…
— Nie, nie, stop — przerwałam. — Bo jeszcze wyjdzie, że ona też należy do waszej ,,rodziny’’.
— Mogłaby należeć.
— Co?
— Była moją narzeczoną.
Głowa Falknera opadła na oparcie fotela.
— Za dużo informacji — stwierdził, ścierając dłonią kropelki nerwowego potu z czoła.
— To nadal nie usprawiedliwia JEŻDŻENIA PO LUDZIACH! — Podniosłam się pod wpływem emocji, jednak gwałtowny zakręt spowodował, że ponownie opadłam na siedzenie.
Morty cały czas trzymał moją dłoń.
— Ci ludzie nie zostali zwerbowani siłą, laleczko. Z czystą premedytacją zobowiązali się zabijać, eksperymentować na Pokemonach… I nie tylko na Pokemonach.
Przez moje ciało przetoczyło się gwałtowne uczucie gorąca, wszystko wokół mnie ucichło, pozostał zaledwie odgłos szybko uderzającego serca.
Rodzice.
Nero.
— Zwróciłaś uwagę na Pokemony wykorzystywane przez Rocketsów? Nie spostrzegłaś, że każdy, ale to absolutnie każdy z nich został zmodyfikowany przez ich chore doświadczenia? Nie da się odwrócić transformacji tych Pokemonów, dlatego trzeba je powybijać, aby nie cierpiały więcej. A oni? Nawet po zabiciu Pokemonów wracaliby po kolejne. I po jeszcze kolejne. Więc ich też… Trzeba powybijać. Wszystkich. Wszystkich, co do jednego.
Przełknęłam ślinę.
— I dlatego się śmiałeś, jeżdżąc po nich?
— Tak, śmiałem się — odpowiedział ostrożnie. — Bo od tygodni próbowałem znaleźć Alberonę i pokrzyżować jej plany.
— Czekaj, stop — Falkner po raz pierwszy od dawien dawna postanowił zabrać głos. — Mówisz ,,plany”. Czyli je znasz.
Mężczyzna zamilkł.
— Wkopałeś się — stwierdziłam, nadal nie zmieniając formy grzecznościowej. — Mów co…
Morty ścisnął mnie za rękę (najprawdopodobniej mając na myśli kolejne ,,Zamknij się”), a kierowca gwałtownie zahamował. Następnie odwrócił się do mnie i utkwił w mojej twarzy spojrzenie beznamiętnych oczu.
— Nie zapominaj, że mam broń i żadnych wyrzutów sumienia. — Kiwnął w kierunku Falknera. — Syna byłoby mi szkoda, was niekoniecznie.
— Gavse. — Ptasi lider ośmielił się położyć mężczyźnie dłoń na ramieniu. — Nie jesteś moim ojcem. Po prostu mnie…
— Wychowałeś? — zapytał z wyraźnym akcentem i, zdawać by się mogło, lekkim rozczarowaniem. — Tak, to chyba dobre słowo.
Zapadła cisza. I ja, i Falkner, i Morty obdarowaliśmy się pustymi, zwodniczo pozbawionymi emocji spojrzeniami. Miałam wrażenie, że nasza relacja podupadła, że ze zgranej drużyny, która chce coś zmienić na tym świecie stała się wymuszoną zlepką ludzi z masą tajemnic. A przecież mieliśmy mówić sobie wszystko. Wszystko, co mogłoby w jakikolwiek sposób pomóc i sprawić, że będzie nam łatwiej w naszej podróży. Mieliśmy poznać plan Teamu Rocket i zapobiec mu. Mieliśmy uwolnić pozostałych liderów. Mieliśmy odnaleźć mojego brata…
A z tego co wynika obecnie, nie możemy nawet odnaleźć samych siebie.
— Nie powiedziałeś w końcu, gdzie chcecie jechać. — Gavse westchnął, co oderwało mnie od głębszych rozmyślań.
— Pod Violet — odpowiedział mu ,,przyszywany” syn.
Ruszyliśmy.
Prawdopodobnie liderzy poczuli coś podobnego, że coś jest z nami nie tak, że rozpadamy się i że trzeba niezwłocznie coś z tym zrobić. Falkner więc zaczął nam streszczać historię swojego życia w której uwzględnił Gavse’a. I zaczął to robić ot tak, jak gdyby nigdy nic. Nie zważając, że siedzimy ledwo żywi, przerażeni i trzęsiemy się niczym osika. I nie zważając, że znajdujemy się w aucie jego przyszywanego ojca-mordercy.
— Moja babka miała piątkę dzieci. Ojciec Surge’a i Gavse’a jest jednym z nich.
— Surge’a? — wyrwałam. — Masz na myśli…
— Byłego lidera sali elektrycznej w Kanto — przerwał mi Gavse. — A zarazem mojego brata bliźniaka.
Wciągnęłam powietrze, analizując przy tym zdobyte informacje. Okej, kuzynostwo. Dalsza, o wiele dalsza rodzina. To by mogło tłumaczyć kolor oczu.
— Niestety, bydlak w przeciwieństwie do mnie udziela się w przejmowaniu świata przez Team Rocket.
— Surge ZDRADZIŁ?
— Chyba nie bez powodu przed słowem ,,lider” dodałeś słowo ,,były” — odezwał się Morty i, odkąd znaleźliśmy się w hummerze, były to jego pierwsze słowa wypowiedziane na głos.
— A co? Nie słyszeliście o przemycie Pokemonów Świętą Anną?
— Przemycie?
Z ust Gavse’a wydobyło się westchnienie pełne irytacji.
— Słuchajcie czasem radia... Gdyby nie interwencja jakiegoś dzieciaka w czerwonej czapce z daszkiem, Team Rocket zyskałby ogromną ilość Pokemonów do kolejnych doświadczeń. Zresztą, większość liderów z Kanto stanęło po stronie Rocketsów. Jedynie tamtejszy mistrz wraz z dwoma liderkami mieli wystarczające jaja, aby się oprzeć. — Zamurowało nas. Dotychczas nie brałam pod uwagę faktu, że mogli być ludzie, którzy z własnej woli dołączyli do Rocketsów i nawet nie musieli być do tego zachęcani. Czyli… Nie wszyscy liderzy byli porywani. Niektórzy sami stanęli po stronie Giovanni’ego.
— Zawiozę was do Violet z drugiej strony. — Z powodu dłuższego braku odzewu Gavse zmienił temat.
— Od drogi trzydziestej szóstej? — spytał Falkner.
— Trzydziestej pierwszej — wtrącił Morty. — Skręcał w lewo, nie w prawo.
— Oczywiście nie wysadzę was w mieście — skwitował Gavse.
— Tak w ogóle… — zaczęłam — ...dlaczego nam pomagasz?
Mężczyzna milczał przez krótką chwilę, ale w końcu postanowił zabrać głos:
— Falkner jest jedyną osobą w naszej rodzinie, która nie stanęła po stronie Teamu Rocket. — Spojrzał na ,,syna”, korzystając z okazji, że droga przed nami była prosta i płaska. Zwrócił się bezpośrednio do niego: — I chciałem odnaleźć cię szybciej, niż oni by to zrobili.
Broda Falknera zadrżała. Obserwowałam uważnie jak przełyka ślinę i wyraźnie zastanawia się nad wypowiedzianymi słowami, wpatrując się przy tym w tęczówki przyszywanego ojca, takie same jak jego własne.
Ewentualnie też mógł przeżywać tę sytuację bardziej emocjonalnie niż zazwyczaj.
Miał do tego absolutne prawo.
— Za moment wysiadka — burknął Gavse po jednym z najbardziej gwałtownych zakrętów w historii mojego życia.
Dziwiło mnie, że Morty nadal nie puszczał mojej dłoni.
— Gdzie teraz będziesz jechał? — wykrztusił w końcu Falkner, po tym jak hummer zatrzymał się gdzieś na poboczu drogi. — Nie milcz, proszę. — Odezwał się znowu po krótkiej chwili braku odzewu z jego strony. — Jeśli jedziesz ich mordować, powiedz to.
— Nie chciałbym, abyś odwracał się ode mnie, bo zachowuję się dość... niemoralnie. — Sięgnął w kierunku lidera i otworzył na oścież drzwi z jego strony. Zrobił to powoli, bez gwałtownych ruchów, wiedząc, że jest obserwowany i przeze mnie, i przez Morty’ego. — Każda wojna wymaga ofiar — powiedział. — I każda wojna ma swoich żołnierzy. Niezależnie od tego, co mają w głowie.
Wysiedliśmy.
— A, Fal! — krzyknął Gavse, gdy zaczęliśmy powoli oddalać się od hummera. Lider odwrócił się i podszedł raz jeszcze do auta. — Może wam się przydać. — Wręczył mu małe przenośne radyjko, powiedział coś cicho na ucho, a następnie odjechał, aż pozostał po nim zaledwie obłok dymu.
Po szybkim rozejrzeniu się wokół, weszliśmy na chwilę do lasu, by zapobiec nadmiernej widoczności naszych postaci na drodze. Raptem znaleźliśmy się w obrębie bezpiecznych, leśnych koron, Morty opadł na ziemię pod drzewem i wydał z siebie głośne westchnienie.
— I jak wrażenia? — spytałam, mając na myśli… chyba wszystko co wydarzyło się od momentu dotarcia do Ruin.
— Gavse powiedział mi, że Rocketsi mają w planach znalezienie źródła mocy. Albo czegoś, co będzie w stanie to źródło mocy wytworzyć — powiedział Falkner prosto z mostu. Miło, że postanowił nie zatajać tego, co przyszywany ojciec powiedział mu szeptem przy aucie. — Potwierdza to nasze przypuszczenia.
— W kwestii rysunku znalezionego w chatce?
W mojej głowie zmaterializował się szkic reaktora.
— Otóż to.
— Fal? — zagadał Morty. Uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela. Choć jego jasna grzywka opadała mu kaskadą na czoło, nie tracił swojego od zawsze tajemniczego wizerunku. — Nie skończyłeś mówić o swojej rodzinie, a wydaje mi się… że jesteś mi, to znaczy nam, jednak winien.
Lider pokiwał głową.
— Opowiem wam. Ale najpierw moglibyśmy dotrzeć do Violet, bo naprawdę jesteśmy już blisko, a szykuje się długa opo…
Falkner przerwał, z powodu specyficznych pisków, które nagle dotarły do uszu nas wszystkich. Przypominały wołanie o pomoc, nie byłam pewna jakiego gatunku Pokemonów, ale wydały mi się dziwnie znajome.
Zdziwieni, ruszyliśmy w kierunku źródła. Wolałam nie ignorować sytuacji, tym bardziej jeśli w grę wchodziła pomoc jakimkolwiek stworzeniom w ucieczce przed Rocketsami. Obejrzałam się na chwilę za siebie, aby upewnić się, że Morty pomimo odniesionych wcześniej obrażeń, wstał i daje radę iść. Na szczęście, bez problemu dotrzymywał kroku swojemu przyjacielowi.
Kilka konarów drzew później, okazało się, że tuż przed nami rozpościera się sporej ilości koryto wypełnione wodą.
— Co tu robi rzeka? — spytałam. Znajdowaliśmy niemal w sercu regionu Johto. Obecność nawet najmniejszego zbiornika była czymś niecodziennym i niespotykanym. A to? Było ogromne, musiało zostać sztucznie stworzone, tylko kiedy i przede wszystkim w jakim celu...?
Morty zakasłał, najpewniej nie służył mu bieg po licznych obrażeniach doznanych przy Ruinach Alfy.
— Co tu robi stado Chinchou? — wykrztusił na jednym wdechu.
Wstrzymałam powietrze.
— A CO TO JEST?! — Wytrzeszczyłam oczy, po dostrzeżeniu ogromnego wodnego zbiornika tuż za drewnianą tamą, do której prowadziła rzeka. Jakim cudem ktoś utworzył tak wielkie jezioro w samym środku lasu? Mało tego, nie widziałam, aby to miało ono drugi brzeg. Jak gdyby woda znikała za linią widnokręgu, jak gdyby była nieskończona.
— Łączy się bezpośrednio z oceanem — stwierdził Falkner po kilku chwilach analizy. — Przebija się przez wgłębienie między półwyspem Azalei i NewBark.
Zrozumiałam już, dlaczego piski wydały mi się dziwnie znajome. Mój Lanturn wyewoluował z Chinchou, których cała grupa przemieszczała się szybko wzdłuż koryta. Niestety, przez znajdującą się nieopodal tamę, Pokemony nie były w stanie popłynąć dalej.
— Ten Drowzee atakuje ich wszystkich — syknął Falkner.
Rzeczywiście, na samym szczycie tamy stał żółty, psychiczny stworek i nie pozwalał zbliżyć się wystarczająco blisko. Nie wiedziałam z jakiego powodu był tak agresywnie nastawiony, ani po co uporczywie bronił tamy.
Nie wiedziałam też, dlaczego te Chinchou tak panikowały.
— Spójrzcie w lewo… — wyszeptał przerażony Falkner, a ja wraz z Morty’m jak na zawołanie odwróciłam się w polecaną przez niego stronę.
Obrzydliwy, bulgoczący rodzaj czarnej cieczy zajmował w zastraszającym tempie kolejne metry błękitnej wody i zamieniał ją w ów obrzydlistwo, niszcząc każdy rodzaj żywego organizmu po swojej drodze. Trawa znajdująca się przy brzegu natychmiastowo schła, zaś jeden z Chinchou, który nie zdążył jeszcze dopłynąć do pozostałych… utonął pod mroczną wodą. A jego antenki zgasły.
Zasłoniłam twarz dłońmi.
— Trzeba zniszczyć tę tamę — rzucił Morty, a po pomyślnym skinieniu głowami przeze mnie i Falknera, sięgnął do kieszeni po Pokeballe.
Drowzee, który dostrzegł nas w oddali, wyrzucił przed siebie ręce, zaś przestrzeń wokół niego zamigotała, jakby oddzielił się lustrem od brzegu.
— Pokój Sztuczek, jasna cholera — syknął Falkner. — To ruch, który sprawia, że szybkie Pokemony nie mają możliwości zaatakować jako pierwsze w walce.
— Czy twój Lanturn zna Promień Sygnału? — spytał mnie Morty, próbując obmyślić inną strategię. Bacznie obserwował to, co się dzieje na rzece.
Namyśliłam się przez chwilę.
— Zna.
— Rzuć go. Będzie świetną kontrą na tego Drowzee. Czas nas goni, nie możemy być wolniejsi, jeśli nie mamy stuprocentowej pewności na unieruchomienie go.
Zawahałam się. Wrzucanie Lanturna i narażanie go, po raz zresztą kolejny, na szkodliwe działanie środowiska w jakim przychodzi mu żyć… Nie jest dobre. Ale z drugiej strony nie mogłam pozwolić, aby tylu Chinchou przepadło tylko i wyłącznie dlatego, że bałam się posłać Pokemona na pomoc.
— Daj z siebie wszystko! — krzyknęłam, podrzucając Pokeball do góry. Jasny kształt zmaterializował się od razu w błękitnej wodzie, ku zdziwieniu Chinchou, które szybko przepuściły go na sam początek. — Musimy współpracować! — zawołałam.
— Lanturn, twoi bracia mają kłopoty, za nami płynie dziwna ciecz, która może was wszystkich pochłonąć, a Pokemon na tamie nie pozwala wam się przemieścić — streścił szybko sytuację Falkner.
Antenka mojego podopiecznego zamigotała — obejrzał się prędko za siebie i dostrzegł bulgoczące zagrożenie. Drowzee natomiast, wpatrywał się w niego uważnie, lecz nie na tyle długo, bym zdążyła przemyśleć kolejny ruch.
I rzeczywiście — nie zdążyłam wydać polecenia, gdy zaatakował Lanturna Psychopromieniem.
Krzyknęłam.
Na szczęście Chinchou były szybsze. Za pomocą wyładowań elektrycznych utworzyły tarczę, dzięki której zablokowały ruch albo przynajmniej załagodziły jego skutki. Były niesamowite, wiedziały, że nie da się być szybszym od Drowzee, jednak umiały zastosować odpowiednią obronę.
— LANTURN, PROMIEŃ SYGNAŁU!
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to było moje ostatnie polecenie wydane dla tego Pokemona.
Trafiony Drowzee upadł za tamę, która pękła gwałtownie, zaś ciężar wody znajdującej się po stronie stada Chinchou wraz ze zbliżają się falą mrocznej cieczy spowodował, że wszystkie Pokemony pomknęły przed siebie popychane potężnym prądem.
— Muszą zdążyć dopłynąć do oceanu, nim jezioro zostanie przejęte przez… to coś — zakomunikował Falkner.
Starłam pot z czoła i uśmiechnęłam się do liderów z ulgą lecz chwilę potem, gdy zdałam sobie sprawę, że Pokemony są już daleko… zbyt daleko, ów uśmiech zrzedł mi z twarzy.
— LANTURN! krzyknęłam i rzuciłam się w pościg wzdłuż koryta z wyciągniętym do góry Pokeballem.
Usłyszałam jego rozdzierający uszy pisk gdzieś w oddali. Płynął razem z Chinchou, UCIEKAŁ, ale mimo wyciągniętej do góry kuli nie był w stanie do niej powrócić. Z każdym metrem był coraz dalej. Z każdym metrem mroczna ciecz zbliżała się do krawędzi jeziora. Z każdym metrem zdawałam sobie sprawę, że go tracę.
— STÓJ, DAISY, STÓJ! — Falkner z Morty’m chwycili mnie przy samej krawędzi, zaś ten pierwszy przytulił mnie mocno, gdy z mojego gardła wydobywało się na przemian ,,Ale ja nie mogę”, ,,Nie pozwolę”, ,,Proszę...”, zagłuszane spazmatycznym szlochem.
Trzęsąca się dłoń opuściła Pokeball na ziemię, który przetoczył się do krawędzi przejętej już przez mroczną ciecz rzeki, a potem zniknął gdzieś w jej otchłani, na zawsze odbierając mi Pokemona.
Gdy otworzyłam załzawione oczy i spojrzałam na horyzont, gdzie słońce chowało się za linią widnokręgu, dostrzegłam małe punkciki, stado Chinchou wraz z moim Lanturnem na czele, które było już daleko, hen daleko, poza zasięgiem śmiertelnego zagrożenia.
Falkner położył mi rękę na prawym ramieniu, a Morty na lewym.
I chyba po raz pierwszy odkąd poznałam ich obu, odkąd jakimś cudem los połączył nas w lesie Ilex, bijąca z ich dłoni siła przepłynęła przez moje ramiona i zaczęła zataczać pełne koło wokół naszych ciał. Nie wiedziałam, czy miało to związek z obecnymi wydarzeniami, czy cierpienie z powodu Lanturna odebrało mi trzeźwość myślenia. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę w stanie zrozumieć to, przez co przez musiał przechodzić Falkner niemal całe swoje życie. Nie wiedziałam też, czy kiedykolwiek dowiem się, co skrywa w sobie Morty.
Wiedziałam natomiast, a raczej poczułam to, Boże, poczułam każdym skrawkiem mojego ciała, że cokolwiek by się nie działo, oni tu będą. Może czasem zbyt skryci. Może czasem zbyt analityczni wobec niektórych sytuacji. Ale będą, nie zostawią mnie, a ja nie zostawię ich. I razem damy radę oprzeć się wszystkiemu, niezależnie od cierpienia jakie się z tym wiąże.
A jeśli istniała rzecz straszniejsza od śmierci, to na pewno było nią stawianie jej czoła po utracie najlepszego przyjaciela.

8 komentarzy:

  1. Boże, chłodna dłoń Morty'ego <3 Niech ściśnie moją albo i co innego, nie obrażę się xDD >///<
    OK, fangirling mamy za sobą, to teraz czas na łzy. Lassie, to jest, Lanturn, wróć! Ja już się obawiałam, że biedaczysko zostanie pochłonięte przez ten lawendowy Domestos, a tu po prostu (piszę "po prostu", żeby wyrazić ulgę nad tym, że Pokuś przeżył) odpłynął hen w siną dal z kompanią żaróweczek. Może będzie im fajnie razem? Albo Chinchou uczynią z Lanturna swojego idola i będą go wielbić i sypać mu cukierki pod płetwy? Wszystko pięknie, ale jednak Daisy mi szkoda. Taka utrata Pokemona to nie byle kichnięcie. Łudzę się, że kiedyś tam jeszcze się spotkają, ale po przeczytaniu, że to ostatnie polecenie Daisy dla Lanturna i to dramatyczne, nieodwołalne "zawsze" każe mi zdmuchnąć ten płomyczek nadziei :'(
    W ogóle to niezłe, że tak do Lanturna popłynęłam (popłynęłam, dobre, hehe, żarciki w takiej sytuacji), a tatusia Falkusia to już olałam (Boże! xD). No niby nie tata, ale nie będę się tam rozdrabniać na więzi rodzinne i będę mówiła na niego po prostu "tata Falknera" (albo otoosan, albo Gavin (tak, wiem, że ma na imię Gavse, no ale Gavin brzmi śmieszniej xD), Gavuś, Surge v 2.0, Surge #2, #HummerDaddy). Kurde, co tu napisać... Rozdział czytałam dwa dni temu tuż przed pójściem spać (wielkie dzięki, miałam sobie uderzyć w kimono, a tu taka Lusia sobie rozdział dodała i nie było zmiłuj :'D), więc znowu skleroza zrobiła swoje i pamiętam głównie wspomnianą chłodną dłoń Mortadeli (#sugerujdalejlubięto). Mimo, że jest szalony (a może właśnie dlatego), liczę na to, że jeszcze nie raz się pojawi. A po tym rozdziale jakoś bardziej kocham Falknera <3 Ale zdrobnienia Fal jakoś nie lubię... :/ Ja tam bym go nazywała Falcon Punch (if you know what I mean *lenny face*) xD
    Dobra, idę stąd. Jak doczytałaś komentarz do tego momentu, to możesz sobie pogratulować zmarnowanego czasu, którego już nie odzyskasz xDD Buahahahaha... Za karę pewnie herbata mi już wystygła ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że Twoje komentarze robią mi dzień? (A gdybym pisała rozdziały codziennie i codziennie dostawałabym od Ciebie komentarz, to najpewniej robiłyby mi i życie?)

      LAWENDOWY DOMESTOS, tso XD
      Eh, powiem Ci szczerze, mi też Daisy było szkoda, a to dopiero początek złych i smutnych rzeczy, które na nią czekają, jeszcze wszyscy zdążymy jej współczuć, rly.

      A Gavin brzmi dobrze, w sumie wzięłam imię Gavse, bo mi pierwsze do głowy wpadło, a się spieszyłam i nie chciałam stać z rozdziałem, bo komuś imienia nie mogę wykminić XD

      #HummerDaddy, rly, powinnaś dostawać medale za te komentarze XDDDDD, kocham mocniutko ♥♥♥♥

      Usuń
  2. Gitara siema. Z racji, że ktoś tu miał czelność fangirlować mortiego, to ja będę hejtować, bo tylko na to zasługuje edgy lord mroczności z pedalskim szalikiem pachnącym sandałem. :v
    Także no. Mam nadzieję, że jego stan ulegnie nagłemu pogorszeniu się, w sumie jeszcze jest cień szansy, ze wpadnie do błotnistej rzeki z Chinchou, więc jestem dobrej myśli co do nastepnego rozdziału. Jeśli nie, to zadowolę się chociaż jakimś trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, byleby pocierpiał, bo należy mu się za bycie aż tak typową i nudną do porzygu postacią. Jak można się nim jarać, nie wiem, musiałbym na chwilę wejść w ciało dwunastolatki, ale tak niedosłownie, żeby zrozumieć fenomen kiślu w gaciach wywoływanego tą "postacią". Przecież to nawet facet nie jest. :/ Spójrzcie na Gavse'a, albo chociaż na Falknera. Tamten pierwszy mógłby tylko wrócić swoją gablotą i tym razem rozjechać kogoś innego, a byłby już moim top 1 na tym blogu.

    Może coś do rozdziału teraz, bo się rozwiodłem nad duchownym. Chociaż w sumie nie wiem. Podobał mi się jak każdy, w sumie mogę się nawet po cichu pochwalić, że wiem co będzie trochę dalej, i jest na co czekać. Chociaż takie niezapowiedziane rzeczy jak Gavse miło zaskakują, bo wydaje się ciekawą postacią i czekam na rozwinięcie jego relacji z Falknerem, czy coś, niech walczą ramię w ramię najlepiej z Mortym, niech go brutalnie sponiewierają, tfu.

    Dobra, kończę kochanie, idę pograć w coś. Czekam na następny rozdział. A Mortyemu antena od radia w dupę. 8)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dupę to Ci skopię za te hejty (tak bardzo nieuzasadnione, halo) i przysięgam, kiedyś wykluję jakiegoś Poka, nazwę go Morty i rozjadę Cię 6v6 i pożałujesz mocniutko ♥

      I mówiłam Ci kiedyś, że rozdział 16 zmieni wszystko - jeszcze Mortjego polubisz, rly, gwarantuję Ci to, KAŻDE zachowanie ma swój powód, a w przypadku Mortasa nie będzie to raczej chęć zemsty na Itachi'm i spierdolinka z Konoszki :v

      Usuń
  3. Here we go, again~
    Biedny Fal. :<
    "Spokojnie, nie zabiję was" Bardzo uspokajające, stary. Wcale nikogo chwilę wcześniej nie zamordowałeś. Nah.
    Team Chłodne Dłonie!
    Daisy, calm the fnck down. Nie drzyj się na gościa, który może Cię zabić. Kobieto, myśl trochę. XD
    Czy to powód do zmartwień, że zgadzam się z tym typem? ;-;
    #Ishiroot family shenanigans.
    Falkner, my boy. <3
    Co znacz imię Gavse? (Czy to w ogóle cokolwiek znaczy? XD)
    Auć, biedny Gavse.
    Guys, plz, ile Wy się znacie? I uważaliście się za zgraną drużynę? XD Nie za szybko?
    Hah, opis Gavse'a przypominał mi Surge'a i się zastanawiałam. XD
    Gavse, z kim Ci tu przyszło pracować...
    Ja nie mogę, no co za tępaki. Serio im to przez myśl nie przeszło? No luuuuudzie. (A może to ze mną jest coś nie tak? XD)
    Auć, biedny Gavse. x2Combo
    Auć, biedny Falkner. Emocje to zło. Zniszcz je. '-'
    "burknął Gavse po jednym z najbardziej gwałtownych zakrętów w historii mojego życia." - śmiechłam.
    Auć, biedny Gavse. x3Combo
    +10 dla Falknera za ogarnięcie. (Dobra, nie winię reszty, no ale bonus dla niego i tak).
    "Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to było moje ostatnie polecenie wydane dla tego Pokemona." Wait, what.
    Thanks Fncking God, już myślałam, że Lanturna pochłonie ta ciecz. ;-; Straszysz. XD
    Aww, to zakończenie było dosyć urocze. <3
    Yay, przeczytałam! Zrobiłabym to wcześniej, ale obiecałam sobie, że będę jednocześnie czytać i komentować. ;-;
    Moja miłość do Falknera wciąż żywa. UvU Teraz ciekawi mnie jego rodzina. >_> Albo co się przydarzyło Morty'emu. Mam oczywiście parę teorii, ale zostawię je dla siebie. XD
    See ya!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *nagłe olśnienie*
      Można powiedzieć,... że Falkner ma...
      ...
      SOKOLI WZROK.

      Usuń
    2. To imię nic nie znaczy, przysięgam, wymyśliłam je na szybko, bo blokowało mi ono pisanie rozdziału (a raczej robił to fakt, że nie mam w ogóle imienia dla pseudoojca Falknera), bo wiesz, że tak to powiem... pojawienie się tego typa w szóstce było tak niespodziewane, że sama byłam tym zaskoczona, bo nie miałam w planach wprowadzenia kogokolwiek nowego po wyjściu z Ruin XDDDD

      Dziękuję za komentarz awawaw ;w;

      Usuń
    3. Wiem, że nic nie znaczy, sprawdzałam. XD
      Jest jakieś Gavse Telecom, btw. XD

      Usuń