Słońce zaszło już dawno — zabierając ze sobą rzeszę niewinnych Pokemonów, rzuciło ostatnie promienie na zniszczone Ecruteak. Delikatne światło zaczęło wydobywać się z pomarszczonych, zakurzonych lampionów rozwieszonych na cienkich nitkach wokół uliczek. Czułam jak moje włosy poddają się nieco spokojniejszemu już, lecz chłodniejszemu wiatrowi, a gęsia skórka opanowuje całe ręce, mimo niepodwiniętej bluzy.
Po zniknięciu Falknera i Abry pozostał tylko niewielki obłok wytworzony przez wyrzucony w górę piasek. Była to zasługa Abry oczywiście, chwilę przed użyciem Teleportu. Próbowałam wstać, ale było za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Drżące nogi nie pozwalały mi na jakikolwiek ruch, nie mówiąc o podniesieniu się ze stanowczo zbyt zimnej ziemi. Moje pozostałe Pokeballe ciążyły mi w kieszeniach, wypalały skórę, sprawiały, że pragnęłam wyrzucić je jak najszybciej.
Zanim sprawię, że same znikną.
Ten należący do Pidgeota ściskałam w dłoni kurczowo i przysięgam, gdyby był z jakiegokolwiek mniej wytrzymałego tworzywa, z tego ściskania najpewniej już bym go zmiażdżyła.
Ale nawet jakbym to zrobiła, nie przywróciłoby to Pidgeota.
Mieszkańcy Ecruteak, którzy zgromadzili się przy sali w trakcie aktywacji ŁĄCZA, właśnie przekrzykiwali się z Morty’m i Yuzurią. Nie wiedziałam o co chodzi i dlaczego. Zdawać by się mogło, że wyłączyłam słuch. Nie chciałam ich słyszeć, nie chciałam słyszeć czegokolwiek. Jak przez mgłę mignęły mi sylwetki Rocketsów w ciemnoszarych strojach, którzy wcześniej stali przy bramie Ecruteak, a teraz mierzyli się z mieszczanami, którzy próbowali obezwładnić ich, mając zaledwie jakieś nędzne Rattaty.
Do dupy z tym wszystkim.
Nie wiedziałam jak długo już siedzę, dopóki nie dotarło do mnie już stanowczo zbyt głośne przekrzykiwanie się niedoszłej młodej pary albo czymkolwiek-oni-dla-siebie-byli.
— Mógłbyś mi pomóc?! — krzyknęła Yuzuria, chwilę po wydaniu Flareonowi jakiegoś polecenia. Pokemon poszybował do góry i zaatakował wydobytym z pyszczka ogniem. Podopieczni ostatnich Rocketsów nadbiegających spod bramy, zostali całkowicie obezwładnieni. Ale zbliżali się kolejni.
— Po jaką cholerę z nimi walczysz?! Myślisz, że w Ecruteak nie ma wystarczającej ilości obijających się mieszczuchów?! — Morty odsunął od siebie jakąś zdecydowanie zbyt natarczywą parę osób, chcącą wepchnąć mu pięści do gardła. Tłum z jakiegoś dziwnego powodu był do niego wrogo nastawiony i nie odpuszczał. I dopiero w momencie, gdy lider naprawdę kopnął losowego mężczyznę, aż ten upadł na kolana, ludzie nieco się uspokoili.
Yuzuria po fantastycznej akcji Flareona odwróciła się w stronę domniemanego narzeczonego i podeszła do niego z furią wymalowaną na porcelanowej twarzy.
— Może wytłumaczyłbyś dlaczego ci ludzie tak na ciebie reagują?! Jeszcze nigdy nie słyszałam tylu obelg pod czyimś adresem, a uwierz, słyszałam ich wiele!
Morty podszedł do niej blisko, naprawdę, BARDZO blisko, niemal chuchając w jej twarz. Dziewczyna na ten gest nawet nie mrugnęła. Lider nachylił się nad nią.
— Mogłem olać te Pidgeoty i zdjąć tamtego przeklętego Pokemona — syknął, kompletnie olewając jej wcześniejsze pytanie. — Czego jeszcze, do kurwy nędzy nie rozumiesz?! — wybuchł momentalnie, wprawiając ów możną w osłupienie.
Policzek został poprzedzony świstem. Głowa Morty’ego skręciła w bok po uderzeniu.
— Zapominasz się trochę z tym tonem — oświadczyła nad wyraz spokojnie. Miała pewny siebie wzrok, niewyrażający żadnych głębszych emocji. Otworzyłam oczy szeroko ze zdumienia i mogłabym przysiąc, że nawet jakiś Rockets przystanął gdzieś w oddali i rozłożył ręce.
Lider natomiast umilkł, spuścił głowę i przez chwilę myślałam, że zaraz upadnie. Ale nie. Nagle zaczął się trząść, przyłożył dłoń do twarzy i zaniósł się śmiechem. Śmiechem przez który Yuzuria zamarła. Śmiechem przez który przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Śmiechem porównywalnym do tych nieprzyjemnych, wybitnie nieprzyjemnych śmiechów, przez które nie śpi się po nocach, przewraca na boki, a na koniec przykrywa własną głowę poduszką.
I nawet jakby był to sam śmiech, to okej. Ale nie był. Cała jego postać nagle wydała się chłodniejsza, a oczy, które w końcu uniósł do góry zamigotały złowrogo.
— Strach się bać, co dzieje się z mężczyzną, gdy dostanie w ryj od byłej dziewczyny — zakomunikowała ostrożnie Yuzuria, nie spuszczając z niego wzroku. Gdy lider nie zareagował i po prostu stał tak, jak słup, dziewczyna zerknęła na mnie kątem oka i chyba podjęła jakąś decyzję. — Skoro sytuacja z tobą jest jasna, to pozwolisz, że zajmę się inną cipą na tym polu bitwy, której skrzywdzenia Falknera nie daruję.
Wstrzymałam powietrze, gdy Yuzu zaczęła iść w moim kierunku.
Wstrzymywałam je, gdy stanęła nade mną.
Wstrzymywałam je, gdy obdarowywała mnie okrutnie oskarżycielskim wzrokiem, przez który niemal czułam jak tracę władzę w kończynach.
Wstrzymywałam je, gdy Morty zatrzymał jej dłoń, nim dotknęła mojego policzka.
— Nawet nie próbuj.
Czas zatrzymał się przed moimi oczyma. Poczułam się jak w jakiejś głupiej grze, survivalu, w które grał Nero zanim wyruszył w pierwszą podróż Pokemon. Poczułam się, jak jedna z możliwych do obrania opcji — zjedz mnie albo zostaniesz zjedzony. Tego było już za dużo. Za dużo przeżywania, kto w ogóle żyje i gdzie żyje, za dużo żmudnych refleksji, niewypowiedzianych zarzutów, niedokończonych spraw. Za dużo nienawiści, wszechobecnego niezrozumienia, nieotaczania się troską, jakiej każdemu teraz najbardziej brakuje. Za dużo myślenia o wszystkich innych, w rezultacie nie o samym sobie, w rezultacie nie o Pokemonach, o które przecież chodziło najbardziej. Za dużo zbędnych sytuacji, niepotrzebnego wychylania się, niepotrzebnego niewychylania się. Wszystkiego.
Czas wrócił na miejsce.
— Zastanów się, po której stronie stoisz w tej sytuacji! — Yuzuria wskazała gniewnie na Duchową Salę, pod którą znajdowało się przejście do schronu Ruchu Oporu. — Bo nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, co twój najlepszy przyjaciel teraz przeżywa!
— A zdajesz sobie sprawę, co ona przeżywa?! — Morty wydawał się już normalny, bez chłodnej otoczki wokół jego sylwetki, bez złowrogiego spojrzenia i śmiechu, po którym nie było nawet śladu. — Straciła już dwa Pokemony odkąd z nami podróżuje!
Yuzuria parsknęła, a ja musiałam się otrząsnąć, bo de facto rozmowa dotyczyła… mojej osoby.
— BO JEST NIEUWAŻNA I PODEJMUJE ZŁE DECYZJE! A TY JEJ BRONISZ PODCZAS GDY PIDGEOT FALKNERA LEŻY W PODZIEMIACH PRZECIĘTY NA PÓŁ! — Wzięła głęboki wdech, by się odrobinę uspokoić. Przełknęła ślinę i obdarowała Morty’ego zdeterminowanym spojrzeniem. — Nie znam jej tak dobrze jak wy, ale po tym jednym razie, gdy wybiegła, ot tak, na pewną porażkę, byłam w szoku. A wy nie wydawaliście się być zdziwieni. Tolerowaliście to i toleruje…
— Zamknij się — wykrztusiłam w końcu, wystarczająco głośno, by rzeczywiście mnie usłyszała. Uniosłam głowę, czując jak promienie słońca padają na moje załzawione policzki.
Nadal nabuzowana emocjami Yuzuria, spojrzała na mnie gniewnie ze zmarszczonymi brwiami. Otworzyła usta, aby wydobyć z siebie najprawdopodobniej kolejną wiązankę dramatycznych słów, ale przerwał jej, o dziwo, jej były narzeczony:
— Może idź do tego Falknera, skoro od początku tej rozmowy ciągle o nim nawijasz - oświadczył Morty, stojący po jej prawej stronie, również już przodem do mnie. Yuzu umilkła na moment i związała się z nim wzrokiem. Była od niego niższa zaledwie o pół głowy.
— A co? — zaparła się ze zdumiewającą wyższością. — Zazdrosny?
Zmrużyłam oczy spodziewając się, że ta opcja jest jak najbardziej prawdopodobna, jednak lider zaledwie parsknął kpiąco śmiechem.
— Nie za dużo sobie wyobrażasz, kobieto? — Wskazał dłonią na salę, podobnie jak ona chwilę temu. W jego tonie nie dało się wyczuć ani grosz uczucia. — Nie mam już ochoty na ciebie patrzeć.
Dziewczyna otworzyła usta szeroko ze zdumienia i choć widać było, naprawdę było widać, że ma zamiar się odszczeknąć, to jednak odpuściła, odwróciła się na pięcie i chwilę potem zniknęła za drzwiami sali.
Morty obserwował ją jeszcze przez moment. Pozostali mieszkańcy Ecruteak zajęli się pozostałościami po ostatnich Rocketsach. Zdziwiła mnie ich obecność w mieście. Przecież w Violet nikt na nas nie czyh…
Zamarłam.
— Czy nie jestem przypadkiem poszukiwana?
Nie zauważyłam momentu w którym Kavdil sięgnął po kolejną fajkę. Miał już ją w ustach.
— Za dużo zachodu — stwierdził. — Jeszcze twoi „dwaj obrońcy” — wypowiedział to z pewnym politowaniem — z zemsty wysadziliby kolejną bazę.
To nie miało sensu. Przy ostatnim razie Rocketsi wybitnie chcieli nas złapać. W zasadzie chcieli to zrobić od samego początku. Czemu niby teraz jeden z, prawdopodobnie, najlepszych ich pracowników wstrzymuje się od…
W i e m.
— Rozkazy… Zmieniono co do nas rozkazy — powiedziałam z szeroko otwartymi oczyma.
— M-Morty… — wyjąkałam, próbując wstać na równe nogi. Podtrzymałam się jakiegoś większego kamienia, kiedy lider się do mnie odwrócił.
Rocketsi wiedzieli gdzie jesteśmy i gdzie możemy iść… pod Violet spotkałam Kavdila, skoro zmienili rozkazy, mogli…
— Nie przejmuj się nią — powiedział Morty, kompletnie wytrącając mnie z obecnego toku rozumowania.
Myślał, że przejęłam się Yuzurią?
— Oni wiedzą gdzie jesteśmy — zakomunikowałam, zmieniając temat na ten obecnie właściwy. — Wtedy Kavdil powiedział, że zmienili co do nas rozkazy. Na pewno po nas przyjdą. Musimy powiedzieć...
Kiedy Morty położył mi rękę na ramieniu, zorientowałam się, że trzęsę się jak osika.
— Wiem o tym, uspokój się.
Zacisnęłam usta i pokiwałam głową.
Czyli wiedział. Miał tę świadomość. Okej.
— A co do Yuzurii to z jednym ma rację. — Związałam się z nim wzrokiem, kontynuując wcześniej zaczęty wątek. — Nic tu po mnie — powiedziałam pewnie i ostrożnie, podczas gdy zdecydowanie zbyt szybko bijące serce zagłuszało mi zdolność swobodnego myślenia. — I myślę, że lepiej wrócę do domu zanim kogoś jeszcze stracę, albo co gorsza, zanim wy jeszcze kogoś stracicie.
Morty przez chwilę nie odzywał się i sprawiał wrażenie, jakby próbował przejrzeć mnie na wylot. Dopatrzyć się żartu, pewności w moich słowach, czegokolwiek. Pozostawałam jednak nieugięta. Byłam ciekawa, czy gdybym te pół roku wcześniej wiedziała, jak ,,skończy” się moja podróż z liderami, to czy w ogóle bym się na nią decydowała?
— Poszukują cię — odezwał się w końcu Morty. — To głupota.
Wzruszyłam ramionami.
— To im się poddam. — Przypomniałam sobie o czymś ważnym. Wyciągnęłam z kieszeni Pokeballe i wcisnęłam je liderowi do rąk. Patrzył na mnie spokojnie, stojąc przy tym nieruchomo, a jego dziwnie łagodny wzrok nie zmieniał swojego wyrazu. Spojrzałam na czerwono-białe kule w jego dłoniach. — Z wami będą bezpieczniejsze. A jak mnie zabiorą, to może przynajmniej się dowiem, gdzie jest mój brat. I rodzice. Bo póki co… — Westchnęłam. — Minęły już trzy miesiące, a nadal nic nie wiemy. Już nie wspominając, że kompletnie mi nie ufacie. To nie ma sensu, Morty.
Zadrżał na dźwięk swojego imienia w moich ustach.
— Okej... — zaczął ostrożnie i o dziwo, schował moje Pokeballe do własnej kieszeni. — A czego się spodziewałaś? Że codziennie będziemy znajdować po jednej wskazówce, aż po dwóch tygodniach ułożymy wszystko w całość, a najeźdźcy poddadzą się pod jedną z ich baz, przejmiemy ją, magicznie odnajdziemy twojego Nero i pozostałą część rodziny, przyjdzie Blue, Lance, Red, a na końcu wparuje Gavse, wymorduje wszystkich Rocketsów, będzie jeden wielki happy end, Falkner założy rodzinę, a my będziemy chrzestnymi jego dzieci?
Zamrugałam kilkakrotnie.
— Czekaj… co? — zapytałam, a lider wziął westchnął nieco podirytowany i pokręcił oczami. Finalnie założyłam dłonie na piersi i postanowiłam zignorować jego wypowiedź. — Spodziewałam się… Na Arceusa, czegokolwiek? Nie mówię o infiltrowaniu głównej bazy, automatycznym pokonywaniu organizacji, która nas ściga, ale nie wiem… Informacji? Listy porwanych osób? Danych? Czegoś poza śmieszną kartką ze szkicem niewiadomego reaktora i dziennika, który nic nie wnosi? Morty, ja tu nie pasuję. Nie jestem liderką, ba, nie jestem nawet trenerką. Tracę Pokemony, powoduję ryzykowne sytuacje, bo chcę się pospieszyć. I nic nie poradzę na to, że... chcę się pospieszyć. — Nie mogłam powstrzymać załamania głosu, guli w gardle i kilku łez, które z powodu tego całego bajzlu w jakim uczestniczę, zaczęły po prostu spływać mi po policzkach. — Ja… Ja mam dosyć, mam tak bardzo dosyć... Ja chcę tylko wrócić z bratem do domu, nie pragnę niczego więcej, Morty, nie pragnę, naprawdę...
Lider milczał, a ja szlochałam przez chwilę, czując tylko mocny uścisk jego dłoni na moim ramieniu. Przez moment wydawał się wahać z tym, co powinien zrobić, ale w końcowym rezultacie… podał mi chusteczkę, którą nie wiadomo skąd w ogóle wziął.
Po zrobieniu tego, ukucnął i spojrzał na mnie równie łagodnym wzrokiem co chwilę temu.
— Myślę, że dobrze zrobiłaś chcąc z nami podróżować — powiedział i przerwał w momencie, w którym postanowiłam wysmarkać nos. — Wepchnęłaś się w nas, wślizgnęłaś między naszą dwójkę jak masło i choć tak, nie ufałem ci, to na swój sposób wiedziałem, że w końcu to zrobię. I teraz jest ten...
— No właśnie — wykrztusiłam, przerywając mu. — Wepchnęłam się. I co mi z tego pchania się przyszło?
Morty na chwilę zamknął oczy i oblizał usta, jakby chcąc się powstrzymać od czegoś tak bardzo chamskiego a zarazem typowego dla niego… i udało mu się to.
Ponownie na mnie spojrzał.
— Przyszło ci to, że dzięki tobie, pozbyliśmy się jednej kryjówki Rocketsów. To, że znaleźliśmy kolejne powiązanie między Lśniącymi Pokemonami, a naszym wrogiem. To, że dzięki twojemu nawiązaniu kontaktu z Kavdilem, moglibyśmy spróbować pozyskiwać więcej informacji o kolejnych etapach Przejęcia. To, że znalazłaś dziadka Falknera, za co z pewnością jest ci niewyobrażalnie wdzięczny. To, że z nami walczysz. I że masz więcej samozaparcia by rozwalić Rocketsów niż ja.
Musiałam chwilę odczekać, nim w pełni dotarło do mnie znaczenie słów lidera. Moc słów lidera. Ich przekaz. To ile musiał się natrudzić, on, durny, sarkastyczny ,,Książę Ciemności”, który dotąd nie okazywał mi żadnej skruchy i niekiedy zbyt szczerze wyrażał swoje krótkie uwagi.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, czując jak moja broda drży. Następnie spojrzałam na Morty’ego, na okalające jego twarz jasne kosmyki i obwiązaną wokół czoła czarną opaskę. Zawsze myślałam, że rozmowa z nim sam na sam będzie bardziej niezręczna, a tu proszę.
— Nigdy nie sądziłam, że to ty będziesz mnie namawiał abym została.
Lider uniósł kąciki ust ku górze.
— Ja też nie.
Weszliśmy z Morty’m do środka Duchowej Sali, wcześniej sprawdzając, czy nikt nas nie śledzi. Musieliśmy porozmawiać z kilkoma niezbyt zadowolonymi z obecności lidera mieszczanami, ale nie zajęło to zbyt wiele czasu. Coś we wnętrzu mojego żołądka podpowiadało mi, że czekająca mnie rozmowa z Falknerem może nie być prosta. Zdawałam sobie sprawę, że przymuszona z Aegislashem walka była moją zasługą.
Ale z drugiej strony poniosłam szkody równie duże, jeśli nie większe, co sam lider.
Mojego własnego Pidgeota zdobyłam jeszcze jako Pidgeya. Był moim ostatnio złapanym Pokemonem, chwilę po piętnastych urodzinach. Znalazłam go leżącego przy lesie Ilex z poharatanym skrzydłem i poklejonymi piórami. Zaniosłam go do Centrum Pokemon, ale tam powiedziano mi, że biedak prawdopodobnie już nigdy nie wzniesie się ku górze. Polecano mi, by zaopiekować się nim… i odpuścić. Rzeczywiście, Pidgey chciał ze mną zostać, ba, został ze mną, ale poczucie bezsilności i beznadziei nie dawało mi spokoju. Poprosiłam Nero o pomoc, a on wezwał swoją dobrą koleżankę, której ojciec zajmował się różnymi medycznymi przypadłościami. I po długich namowach w końcu zgodził się go zoperować i rehabilitować, mimo że nie wróżył pomyślnego zakończenia tej sprawy. Koniec końców po niemal rocznych staraniach, a następnie po dwóch ewolucjach, skrzydło zrosło się w odpowiedni sposób i pozwoliło ptakowi na lot.
Mój Pidgeot był cudem.
Pidgeot Falknera natomiast… nie miał połamanego skrzydła. On już skrzydła w ogóle nie posiadał.
— Uważaj, prawdopodobnie znów dostanę w twarz — zakomunikował Morty, skutecznie przywracając mnie do rzeczywistości. Przejście pod salą było otwarte i wyłoniła się z niego postać, której sylwetka wskazywała na Yuzurię.
Dziewczyna stąpała powoli, a wciąż wypuszczony z balla Flareon, szedł posłusznie przy jej nodze. Stanęła przed nami stosunkowo niepewnie, a następnie zmierzyła nas spojrzeniem bez wyrazu. Jej dotychczas rozpuszczone włosy, teraz były spięte w koka o kształcie piłeczki z tyłu głowy.
Nie wiedziałam, kiedy miała czas, by poprawić makijaż.
— Spotkamy się w Blackthorn — oświadczyła bez zbędnych uwag, a potem minęła nas jak gdyby nigdy nic i skierowała się w stronę wyjścia z budynku. Stojący przy mnie Morty przygryzł dolną wargę i najpewniej męczył się z samym sobą i tym, co powinien zrobić.
W końcu rzucił za plecami:
— Uważaj na siebie.
Yuzu stanęła w miejscu, ale nie odwróciła się. Ostatnie wydarzenia upewniły mnie w przykrym przekonaniu, że nigdy jej nie polubię, zwłaszcza z jej uwagami i kąśliwym podejściem do mojej osoby. Z drugiej jednak strony, na swój sposób ją rozumiałam. Przecież pojawiłam się znikąd. I sporo namieszałam.
— Wy też — odpowiedziała wreszcie i pozostawiając mnie w pełnym osłupienia stanie, zniknęła nim zdążyłam przełknąć ślinę.
Wędrówka po podziemnym korytarzu, ze świadomością, że jeszcze jakiś czas temu byłam tu z Falknerem i obydwoma zdrowymi Pidgeotami w naszych ballach, wprawiała mnie w żałobny nastrój. Morty szedł tuż obok mnie, ale nie odezwał się nawet słowem, od momentu wyjścia Yuzu, aż do wydania Sableye’owi polecenia, mającego na celu otwarcie wrót. Tak jakby wcześniejsza rozmowa była tylko chwilową słabością emocjonalną naszej dwójki. Jakby nie miała znaczenia.
— Nie wiem, czy się z tego wyliże, Fal. — Głos Melanie przepełniony był goryczą i czymś jeszcze, równie przykrym, czego nie umiałam zdefiniować. Drzwi do jednego ze śnieżnobiałych gabinetów zostały otworzone na oścież. Usłyszałam jak Morty wciągnął powietrze, a następnie ruszył naprzód, po drodze przesuwając pokrzepiająco ręką po moim ramieniu. Potem minął mnie i wszedł do środka.
Ja postanowiłam chwilę poczekać. Uspokoić oddech, szybko bijące serce, nieprzyjemne uczucia gromadzące się w żołądku. I posłuchać.
— Przykro mi, Fal — powiedział Morty, a zaraz potem dotarł do moich uszu charakterystyczny dźwięk poklepywania się po plecach.
— W porządku, Morty? — spytała Melanie. — Chcesz się czegoś napić?
— Zdążę.
— Fal — kobieta zwróciła się do lidera — sugeruję go tutaj zostawić, spróbuję zrobić wszystko co w mojej mocy.
— W porządku — odezwał się Falkner zwodniczo pozbawionym emocji tonem, w którym mimo wszystko kryła się pewna nuta rozpaczy.
— Musimy się niedługo zbierać — oświadczył Morty. Mówił szybko, pospiesznie. Jakby było to dla niego dziwne, niezręczne, jakby nie wiedział jak zachować się w sytuacji krzywdy przyjaciela. Jakby przeżywał to równie mocno jak on. Jakby chciał… wyjść jak najszybciej. — Zdjęliśmy z Yuzurią wszystkich Rocketsów, ale myślę, że to kwestia czasu nim w bazie głównej dowiedzą się gdzie jesteśmy.
Włożyłam ostatni, pozostały mi Pokeball Pidgeota do kieszeni i weszłam do środka.
Musiałam być silna.
— Falkner… — Lider stał tyłem do mnie, lecz poruszył się, niemal niezauważalnie, po usłyszeniu mojego głosu. Zareagował jednak dopiero wtedy, gdy położyłam mu rękę na ramieniu.
— Nie chcę na razie z tobą rozmawiać — wykrztusił gardłowym głosem, nawet na mnie nie patrząc. Cofnęłam drżącą dłoń i zrobiłam krok do tyłu, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. — Wybacz, Daisy.
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Note: W tym rozdziale odbyła się pierwsza, nieprzesycona sarkazmem i wzajemną nienawiścią rozmowa Daisy i Morty’ego (która zajęła jakieś 70% całego tekstu, ale nie da się zaprzeczyć, że BYŁA IM POTRZEBNA). Proszę o wielkie brawa dla tej dwójki bohaterów! Khem. Rozdział krótki, wulgarny, przejściowy — musiał taki być, przepraszam. Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej (choć osobiście strzelam, że raczej po sesji).
Heloł darknez maj olt frjent~
OdpowiedzUsuńWedług mnie świetny opis stanu Daisy. :O Widać wyraźny szok po tym, co się wydarzyło. Jest rozpacz, jest złość, jest bezsilność... Perfekcja. UvU Aprobata Evyl.
Good job, Mort. Kop durni, kop. U_U
Oh, crap. Kłótnia.
Wściekły Mort, oh dear, dzieje się, dzieje. *o* Gdi, przypomina mi to moją postać, która jest nieco szurnięta. -ya know who-
Ale, oh dear...
Yuzu, u bycz. Don't.
Oh, boi, Morty, zaczynam Cię lubić tutaj.
Yuzuria MA trochę rację. To jej przyznaję. :P Meh, jestem bezdusznym potworem. Shit happens. Ale z drugiej strony Daisy faktycznie ma powody, by być w takim stanie, także :|
A little too late for that, sweetie...
Welp, tu ma Morty rację. :/ Powinnaś była wiedzieć, na co się tu piszesz, hon.
Oooooo.... To takie urocze D: Może jednak trochę DaisyxMorty after all.
Ooooooooooooo x2Combo
To było takie urocze i ooo, aż serduszko by mi się ogrzało, gdybym je miała. <3 Cudna rozmowa.
-wyjmuje pistolet na wodę- A teraz gdzie jest mój syn, Falkner.
-czyta imię Yuzuria- Oh, that bitch again. :/
M Ó J S Y N.
D:
Well, nie jestem tym kompletnie zaskoczona. Zjebałaś, Daisy. Daj mu ochłonąć. D:
Za późno, bym pisała sensowne podsumowania. Mnie się rozdział serio podobał. Kurde, może jednak polubię Morty'ego. D: Niech ktoś wezwie egzorcystę! DD::
Największym plusem napisania jakiegokolwiek rozdziału na tym blogu, jest to, że zaraz po jego opublikowaniu otrzymuję komentarz OD CIEBIE, który robi mi dzień, ale tak bardzo robi mi dzień, dramat XD"
UsuńOgółem dużo w tym chapterku jest ,,wojny na argumenty", bo prawdę mówiąc, jak sobie to jeszcze dziś przeglądałam, to doszłam do wniosku, że i Morty, i Yuzu, i Daisy w niektórych kwestiach mieli rację. A w niektórych totalnie nie.
Ale uznajmy, że chciałam też pokazać niedoskonałość ludzkiego umysłu.
(No i ofc. tak, Daisy zjebała, nie jest MarySue bez skazy, a konsekwencje to jednak konsekwencje.)
kc ♥
(egzorcysta pędzi)
Cóż to za motyw, piękny i młody. >:}
UsuńWymaga jeszcze kilku poprawek alee ♥
UsuńPodoba mi się, wpasował się klimatem! 8)
A ja jak zwykle wejdę z kopa i przeczołgam Cię przez korektę, tak na dobry początek. Nie no, wiesz chyba, że to z czystej sympati i dbałości o Twój warsztat, prawda? :) Ok, łap:
OdpowiedzUsuń"Mieszczanie, którzy zgromadzili się przy sali w trakcie aktywacji ŁĄCZA, właśnie przekrzykiwali się z Morty’m i Yuzurią." - noo... niby wszystko okej, ale tak jakoś mi ci "mieszczanie" zajechali średniowieczem ;) A to "mieszkańcy miasta/mieszkańcy Ecruteak" nie brzmiało wystarczająco dramatycznie, czy jak?
"Jeszcze nigdy nie słyszałam tylu obelg pod czyjś adres" - pod czyimŚ adresEM - tako rzecze Lady Gramatyka ;)
"wybuchł momentalnie, wprawiając ów możną w osłupienie." - no tutaj, to totalnie nie wiem o co chodzi. Ale nie przejmuj się, może to to zdanie ma taki urok, a może to ja nie ogarniam. W każdym razie jeśli chodzi o tajemniczą "możną" to poprawniej byłoby jednak "ową"
"Może idź do tego Falknera, skoro od początku tej rozmowy ciągle o nim ciągle nawijasz" - i ciągle, i ciągle, i ciągle, i... no dobra, jedno ciągle też by wystarczyło ;p
Buu Dx A ja tak liczyłam na mega-giga-hiper-wielką konfrontację FalknerxDaisy. A tu co, jedno zdanie? "Nie chce mi się z tobą gadać"? No już dobrze, szanowny panie Bogusławie Falknerze Linda, muszę przyznać, że trochę pana rozumiem. I szanuję, szanuję. W końcu obcięli panu kawałek ptaszka... (a fe, Nathaly, wstydź się... takie dwuznaczne żarty w obliczu takiego nieszczęścia!) Rozumiem, że o stanie Pidgeota też nie dowiemy się niczego więcej w najbliższym czasie? Cóż, trzeba będzie poczekać. Moje nadzieje na rozwinięcie najlepszego wątku z poprzedniego rozdziału pozostaną na razie niezaspokojone... byle tylko nie na zbyt długo. Na to liczę (promisemethisprettyprettyplease!)
Pozdrawiam gorąco i życzę powrotu z sesji na tarczy (choć w tej sytuacji to chyba raczej powinno się mówić "na indeksie", nie?)
Nathaly
Bardzo dziękuję za wypatrzenie błędów ♥
UsuńZajmę się nimi za moment!
O wątek ptaka Falknera (wybuchnęłam śmiechem, przysięgam) nie musisz się martwić, powróci prędzej niż komukolwiek się wydaje, poza tym, jestem zdania, że na ,,najlepsze" trzeba poczekać.
I (nie) dziękuję!
Mam nadzieję, że zaliczę sesję pomyślnie, choć zapowiada się tragedia...
Tak, wiem coś o tym. Sesja zawsze tak strasznie brzmi. A ja zawsze obiecuję sobie, że to już ostatnie studia. Za każdym jednym razem... Ale teraz to już naprawdę ostatnia moja sesja... przynajmniej dopóki kolejnego kierunku nie zacznę ;)
UsuńBtw, jak już się uporamy z egzaminami (ja ostatni - dyplomowy - mam 23 czerwca), mogłabym Cię poprosić o pomoc w ogarnięciu strony z bohaterami? Próbowałam pogrzebać przy html, ale chyba rozwaliłam system, bo komputer mi nie ogarnął...
Boże, dopiero dostrzegłam to BOGUSŁAW FALKNER LINDA (a raczej dostrzegła to BlackEvyl, napisała mi na Facebooku, a ja musiałam jakimś cudem to przeoczyć, bo właśnie wybuchnęłam śmiechem tak niepochamowanym, że przysięgam, musiałabyś mnie teraz usłyszeć).
UsuńZa Twoją sesję oczywiście również trzymam kciuki!
I tak, bardzo chętnie podzielę się moją... stosunkowo skromną wiedzą html (ale uznajmy, że przydatną). Ostatni egzamin mam bodajże 17 czerwca. Potem możemy cudować :)
No hej.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział "w okolicach wielkanocy". Tyle trucia, żebyś go napisała szybciej, ale nie, bo to bo tamto. No, najważniejsze, że jest, następny wrzucaj szybciej kotek, bo jeszcze zapomnę wszystkiego, co się działo wcześniej. O ile już tego nie zrobiłem?
Chyba czas na re-read.
Nowa, a raczej nowe ulubione postacie - tłum mieszkańców Ecruteak. xD Powód chyba jest oczywisty, wszystko co chce wpierdolić Mortimerowi idzie do topki najlepszych postaci z automatu. Szkoda tylko, że im się nie udało, ale chyba byłoby za dobrze. I tak trzymam kciuki, że ktoś mu jeszcze spuści soczysty wpierdol i przekopie go na ziemi. <3
Szkoda Pidgeota, tego Falknera. Wszystko wina głupiej stokrotki. :/ Przynajmniej sobie wreszcie zdała sprawę z tego, co odwala.
Mortadel zgrywa rycerza na białym koniu ofc. Musi ją popocieszać, bo jak to tak, w końcu liczy, że zaliczy, więc trzeba już zaczynać podchody, rozdziałów do końca coraz mniej. xD
I nowy szablonik też całkiem spoko, w końcu tyle z nim walczyłaś. Brakuje mi tylko tamtej zakładki z bohaterami, ale no cóż.
Dobra, bo nie wiem co pisać już, kocham cię, pa. :3
Jeśli bardzo sobie życzysz, mogę ,,tłum mieszkańców Ecruteak" dodać do mojej jakże obecnie skromnej zakładki z bohaterami :///
Usuńps ale mortasa to Ty zostaw ok? :((
ps2 też Cię kocham c:
Hej, czy Twoja sesja już minęła? Kiedy możemy spodziewać się notki?
OdpowiedzUsuńMinęła, minęła.
UsuńRozdział (wyjątkowo długi) pojawi się w ciągu 2-3 dni maksymalnie :)